Na wstępie
chciałam podziękować wszystkim
za pozytywne
komentarze! Mam nadzieję,
że ten
rozdział również przypadnie Wam do gustu
i
zachęci do dalszej obserwacji.
Pozdrawiam
gorąco!
– Znalazłaś pamiątkę po mamie. – Adalind
uśmiechnęła się, wyciągając delikatnie fotkę z dłoni przyjaciółki.
– Masz rację. Tylko zastanawia mnie, czemu Dorcas
to miała. – Wskazała palcem zdjęcie i kopertę. – One raczej nie trzymały
nawzajem swoich listów, a po śmierci rodziców wszystkie tego typu rzeczy
schowałyśmy.
– Wydaje mi się, że robisz zamieszanie z niczego –
odparła pewnie, odkładając fotografię przedstawiającą małą Cassie. – Może
Dorcas chciała ci to dać, albo po prostu list tutaj zabłądził po wypadku. Nie
wiesz tego, kochanie. – Zasugerowała, umieszczając kolejne przedmioty w pudełku.
– Nie wiem. Pewnie masz rację, a ja po prostu
jeszcze świruję. Ciocia zawsze miała porządek w albumach i chyba to mnie tak
zdziwiło – szepnęła zawstydzona, sięgając po leżącą na ziemi zniszczoną kopertę.
Wypadł z niej plik starych, nadgryzionych przez
czas zdjęć. Na wszystkich tych fotografiach ukazane było pulchne niemowlę,
uśmiechające się do obiektywu. Z zaskoczeniem malującym się na twarzy, zaczęła
je oglądać.
– Cassie, marzec 1988 – przeczytała na głos,
zerkając pytająco na Adalind. – Cassandra, czerwiec 1988. Grudzień 1988.
Pierwsze urodziny naszej kruszynki, styczeń 1989 – odczytywała z zapartym tchem
każdy podpis. – Co jest? – wymamrotała, przeglądając jeszcze raz całość.
– Mówiłam, że pamiątki – powiedziała i utkwiła
badawczo wzrok na twarz Cassie. – Nadal coś ci nie pasuje, prawda? – spytała
łagodnie. – Czemu tak cię dziwią, co?
– Sama nie wiem. W tych jest coś dziwnego. Zobacz –
wskazała tylną stronę – ani ciocia, ani mama nigdy ich nie podpisywały. Mówiły,
że w ten sposób się je niszczy. – Po raz ostatni zerknęła na zdjęcia i wsunęła
je do koperty.
– Może któraś z nich chciała ci zrobić prezent? No
nie wiem… Jakiś kolaż, ramkę. Może Dorcas je kiedyś znalazła i tutaj schowała,
a chciała je umieścić w waszym albumie – wymieniała kolejne propozycje. Widząc
wątpiącą minę Cassie, umilkła.
Adalind, zerknąwszy na naręczny zegarek,
niezgrabnie podniosła się z chłodnej podłogi i pomogła wstać Cassie. Otrzepała
garniturowe spodnie z niewidocznego kurzu i oznajmiła, że niedługo musi zbierać
się do domu. Zobaczywszy posmutniałą minę koleżanki, uśmiechnęła się ciepło,
przeprosiła i wytłumaczyła, że musi wracać, ponieważ mała Chloe jest chora.
Cassandra ze zrozumieniem pokiwała głową, odłożyła kopertę na drewnianą
etażerkę stojącą przy kanapie i zaproponowała jeszcze coś do picia.
Z kubkami gorącej herbaty, usiadły na szarej,
ozdobionej poduszkami sofie, by porozmawiać o minionym dniu. Cassie ponownie
wyraziła zaskoczenie odkrytą kopertą i z goryczą oznajmiła, że liczyła choćby
na krótki list czy notatkę napisaną ręką jej matki.
– Przepraszam, Ade. Tak się zajęłam tymi cholernymi
zdjęciami, że nawet nie spytałam, co u ciebie – wybąknęła, widząc zafrasowaną
twarz przyjaciółki.
Adalind zwierzyła się, że przeżywa teraz dość
trudny okres w życiu prywatnym i zawodowym. Cassie wiedziała, że jedyną rzeczą,
jaką mogła zrobić, było wysłuchanie przyjaciółki. Słuchając jej słów, ganiła
się tym, że nawet jeden raz nie zapytała, jak się miewa. Była na siebie za to
zła. Skupiła się na sobie i swoim cierpieniu, zapominając o osobie na którą
zawsze mogła liczyć.
Blade policzki Cassie po kilku sekundach na
chłodzie, jaki panował na zewnątrz, zarumieniły się nieznacznie. Otuliła się
szczelniej grubym swetrem i podeszła wraz z Ade do samochodu. Pożegnawszy się,
zaproponowała wspólny obiad, gdy Chloe będzie w pełni sił. Adalind zaaprobowała
ten pomysł i ruszyła w stronę pojazdu. Siedząc w jego wnętrzu pomachała i
zaczęła wolno wyjeżdżać na pustą ulicę.
Zamknąwszy bramę, usiadła na schodkach ganku i
spojrzała w ciemne niebo, na którym jasno świecił księżyc. Westchnęła cicho i
przymknęła oczy. Pogrążyła się we wspomnieniach z dzieciństwa. Przez jej umysł
przemknęło wiele obrazów, ale zatrzymała się na jednym, o którym myślała, że
dawno od siebie odgoniła.
Siedziała na ukrytej w cieniu wysokiej kaliny
ławce. Chowała się przed letnim słońcem i ciekawskim wzrokiem rodziny. Płakała,
a jej łzy tworzyły nieregularną, mokrą plamę na bladoniebieskiej sukience.
Liczyła na to, że nikt nie powinien jej teraz szukać. Jej rodzice byli
wyjątkowo nadopiekuńczy i lubili wiedzieć, gdzie znajduje się ich pociecha.
Nieustannie tak było. Gdy nie pokazywała się rodzicom przez dłuższy czas, to
momentalnie jej szukali, jakby się bali, że ktoś może ją porwać. Denerwowało ją
to i wściekała się za to, że tak bardzo ją kontrolują. Miała przecież
szesnaście lat i nie była już małym dzieckiem, nad którym trzeba się trząść.
Łkała coraz głośniej, spazmatycznie łapiąc powietrze. Czuła, że łzy napływają
jej mocniej do oczu. Starała się uspokoić, ale nie potrafiła. Poczuła, jak ktoś
mocno ją przytula i opiera głowę o jej ramię. Usłyszała miękki kobiecy głos,
który cały czas powtarzał, aby się uspokoiła.
– Cassie, już dobrze. Nie płacz. – Usłyszała bliżej
siebie. Ktoś pogłaskał ją po głowie. – Proszę cię, nie płacz. Spróbuj się
uspokoić. Czemu płaczesz? – Głos był niemożliwe namolny.
– Daj mi spokój! – krzyknęła, odsuwając się. – Po
co tu przylazłaś?! – Spojrzała ze złością w niebieskie oczy otoczone ciemnymi
rzęsami. – Idź stąd! Nie chcę cię tutaj!
– Cassie. Siostrzyczko. – Dziewczyna chwyciła jej
szczupłe i przyciągnęła ją do siebie.
Cassandra powtórnie wybuchła gwałtownym płaczem,
tuląc się mocno do siostry. Dziewczyna jedynie się uśmiechnęła i gładziła
falowane ciemne włosy.
– Wypłacz się, kochanie – mówiła cicho, spoglądając
przed siebie.
Gdy siostra nieco się uspokoiła, rozluźniła uścisk
i odsunęła się odrobinę. Patrzyła głęboko w jej zaczerwienione od płaczu
zielone oczy. Zaczęła głośno, jednostajnie oddychać, by zapanować nad emocjami
Cassie. Po chwili, gdy dziewczyna doszła do siebie, usiadła na ławkę i
poklepała zapraszająco miejsce obok. Domyślała się, że ta rozmowa może potrwać
dłuższy czas.
– Powiedz mi, co się stało. Obiecuję, że będzie ci
lżej jak się wygadasz. O co chodzi? – Zachęcała ją.
– On mnie… –
podjęła, łapiąc powietrze. – Pamiętasz Bradleya? – Nie czekając na odpowiedź,
kontynuowała: – Stwierdził, że ma mnie dość i, że to koniec. Tak po prostu to
powiedział i poszedł sobie do kolegów! – warknęła i ze złością cisnęła w
trawnik łańcuszkiem, na którym zawieszone było malutkie srebrne serduszko.
– Spójrz na mnie, Cassie. – Gdy dziewczynka na nią
spojrzała, mówiła dalej: - Jesteś piękną, mądrą młodą kobietą i nie powinnaś
się przejmować takim typkiem. Powiedzieć ci coś? – spytała, wstając z miejsca.
– Powiedz.
– Faceci czasami odchodzą ale masz mnie. Siostrę,
która przy tobie będzie i zawsze, ale to zawsze, będzie cię we wszystkim
wspierać. Cassie i Alexa. Na zawsze – entuzjastycznie złapała siostrę za rękę i
ją pociągnęła. – Kocham cię, siostrzyczko!
– Ja ciebie też, Alex.
Ze wspomnień wyrwał ją silny podmuch nocnego
wiatru. Z wolna otworzyła oczy, i wstając z zimnego betonu, popatrzyła na
czarne niebo. Po policzkach spłynęło jej kilka łez. Była pewna, że te
wspomnienie już dawno wymazała. Na zawsze, pomyślała chłodno.
– Nic nie ma zawsze. Cholera! Wszystko się kiedyś
kończy – prychnęła pogardliwie, z impetem zatrzaskując za sobą frontowe drzwi.
Rozcierając zmarznięte dłonie, chwyciła puste
kubki, by odstawić je do zmywarki. Kątem oka dostrzegła kopertę, na którą dziś
natrafiła. Chcąc odgonić myśli, pokręciła intensywnie głową i poszła do kuchni.
Włączywszy elektryczny czajnik, by szybciej minął jej czas zaczęła przecierać
ściereczką ciemne blaty. Nie lubiła, gdy okruszki na nich zalegały. Palcem
sprawdziła wilgotność ziemi w beżowej doniczce, w której rosła azalia o pięknym
pąsowym kolorze. Stała, podziwiając roślinę, aż czajnik nie wyłączył się.
Z gorącą herbatą wróciła do salonu i postawiła ją
na stoliku. Rozsiadła się wygodnie w ciotkowym fotelu i włączyła telewizor.
Mając świadomość, że tej nocy prawdopodobnie nie zmruży oka, opieszale
przełączała kolejne programy. Raz. Drugi. Trzeci. Przy czwartej zmianie kanału
natrafiła na jeden z tych teleturniejów, w którym uczestnik musi wykonać
określone zadanie, by zdobyć wymarzoną nagrodę. Przez moment jednak obserwowała
niezbyt udane zmagania mężczyzny z układem tanecznym i jeszcze raz zaczęła
szukać czegoś innego. Natrafiła na film sensacyjny. Oglądała go z niemałym
zaciekawieniem, sięgając co jakiś czas po pistacje, nasypane do szklanej
miseczki. Kątem oka zauważyła, jak Harriett zeskakuje z ciepłego kaloryfera, by
za chwilę ułożyć się na jej kolanach. Bezwiednie ręka kobiety ruszyła w stronę,
zwiniętego w kłębek, kota z zamiarem zrzucenia go. W ostatnim momencie stłumiła
tę chęć i zamiast tego, pogłaskała ją. Kotka odwdzięczyła się głębokim
pomrukiem. Sięgając po kolejną porcję orzechów, przypadkowo potrąciła napój,
który przewrócił się i częściowo zalał kopertę i gazetę. Poderwała się szybko i
chwyciła, stojące półeczce pudełko chusteczek jednorazowych, by zetrzeć
powstałą plamę. Wycierając zamoczone rzeczy, z koperty wypadła złożona
czterokrotnie kartka, której wcześniej nie dostrzegła. Na wierzchu zalanego
papieru widniał nieco rozmyty napis. Z niewielkimi problemami Cassie udało się
odczytać jego część.
– Do Vivienne i Charlesa Brecki... – ze złością
zauważyła, że nazwisko jest nieczytelne. – Breckinbridge, Breckinridge. –
Zastanawiała się, myśląc nad możliwymi wariantami.
Ogarnąwszy powstały bałagan, z irytacją łypnęła na
wiszący przy telewizorze cicho pobrzękujący zegar, na którym dochodziła
pierwsza w nocy, stwierdziła, że najwyższy czas na sen. Na rozgrzanym
kaloryferze rozłożyła zalane papiery. Zdała sobie sprawę z tego, że będzie
musiała zaczekać aż notatka wyschnie i dopiero wtedy będzie mogła przeczytać
jej treść. Próbując odczytać ją teraz, mogłaby spowodować jej rozdarcie.
Wychodząc z salonu na korytarz, z ulgą zerknęła w stronę poukładanych dzisiaj
rzeczy.
– Jeszcze tylko będzie trzeba je wynieść – rzuciła
w przestrzeń, gasząc światła. Wspinając się po starych schodach, przeklinała je
w myślach za ich niemiłosierne skrzypienie.
Stojąc na progu sypialni, wdychała słodki zapach
orchidei, roznoszący się po pomieszczeniu. Z dużego łóżka zdjęła popielaty
polarowy koc i złożony ułożyła na skrzyni stojącej w jego nogach. Niepotrzebne
dekoracyjne poduchy równo ułożyła na pledzie. Legła w chłodnej pościeli, nadal
główkując nad tym, kim byli adresaci, i co było w liście przeznaczonym dla
nich. Za wszelką cenę próbowała sobie przypomnieć, czy jej rodzice kiedyś
wspominali cokolwiek o tych ludziach.
Przekręciwszy się na bok, powoli zasnęła wtulona w
kolorową kołdrę.
Ze snu wybudziły Cassandrę ciepłe słoneczne
promienie, wpadające do sypialni przez niedociągnięte rolety. Przetarła oczy i
spojrzała na zegarek wskazujący ósmą trzydzieści. Przeciągnęła się i
nieśpiesznie wstała z łóżka. Otworzyła na oścież okno i rześkie powietrze
musnęło jej twarz. Ucieszyła się, że mimo jesieni, wrzesień nadal był całkiem
ciepły. Zamknęła oczy, rozkoszując się tą chwilą. Celebrowała poranki i te
minuty zaraz po przebudzeniu. Okna pokoju wychodziły na ogród, w którym wiosną
rządziły magnolie, latem różane krzewy, a jesienią i zimą piękny, czerwony
ambrowiec. Rzuciwszy jeszcze raz okiem na ogród, zgarnęła ze stojącego w kącie
półokrągłego fotela ciemne dresy i niebieską bluzę. Zerknąwszy w przelocie na
lustro, upięła włosy w wysoki kucyk.
Pierwszy raz od wielu dni czuła się bardzo dobrze.
Kilkanaście minut później, po lekkim śniadaniu i
porannej toalecie, pełna energii biegła wzdłuż Cold Spring. Jogging sprawiał
jej dużą przyjemność i działał na nią relaksująco. Był dla niej sposobem na
naładowanie baterii i wyładowanie negatywnej energii. Starała się biegać
codziennie. Z rozżaleniem przyznała, że od jakiegoś czasu brakowało jej tego.
Dobiegłszy do srebrnego potoku, znajdującego się w
parku Donmore, usiadła na jego brzegu. Przyglądała się, jak słaby wiatr
potrząsał wysokimi drzewami, z których spadały kolorowe liście i tworzyły na
ścieżkach miękki dywan. Po drugiej stronie niewielkiego potoku widziała bawiące
się na placu zabaw dzieci.
– Dzień dobry! – Usłyszała piskliwy głosik,
dochodzący z drugiego brzegu.
– Dzień dobry! – krzyknęła do małej dziewczynki,
karmiącej dzikie kaczki.
Widok dziecka przypomniał jej czasy, kiedy w to
miejsce przychodziła jako nastolatka. Zamknęła oczy i poczuła jak ogarnia ją
spokój. Spokój, którego od dawna potrzebowała.
***
W niewielkim domu przy Cold Spring rozniósł się
donośny dźwięk dzwonka. Wysoka, rudowłosa kobieta stała przed furtką i uparcie
naciskała guzik. Po kilku minutach uznała, że jednak jest pusty i udała się do
sąsiedniego. Kolejny raz użyła dzwonka i tym razem drzwi wejściowe uchyliły się
i wyłoniła się z nich niziutka, korpulentna staruszka, ubrana w zniszczoną
oliwkową jesionkę.
– Pani, Chante! – Widząc starowinkę, ucieszyła się
i pomachała jej przez niski płot. – Jak dobrze, że panią zastałam.
– Ohh. – Zdumienie na twarzy pani Chante było
ogromne. Obecność rudowłosej kobiety musiała ją nieco wprawić w osłupienie. –
Jak dobrze cię widzieć, moje dziecko! – Zaświergoliła, otwierając zdezelowaną
furteczkę. – Wejdź, wejdź! Nie poznałam cię!
– Bardzo dziękuję. Chciałam tylko spytać, czy nie
wie pani, czy zastanę dzisiaj Cassandrę? – spytała, zostając jednak po stronie
uliczki. Nie chciała przeszkadzać kobiecinie.
– Cassie? – Zastanawiała się, próbując sobie
przypomnieć, kim jest ta osoba.
– Tak. Cassandra Fornely. Mieszka tutaj – wskazała
palcem sąsiednią posesję – Cold Spring 18.
– Pani architekt! – krzyknęła. – Nie ma jej teraz w
domu. Poszła biegać – powiedziała z radością.
– Bardzo pani dziękuję, pani Chante – powiedziała z
uśmiechem. – Nie będę w takim razie przeszkadzać. – Szybko się pożegnała i
odeszła wolnym krokiem.
Staruszka parę minut stała na zasypanym liśćmi
podwórku i wpatrywała się, jak rudowłosa z którą rozmawiała oddala się; szła
miarowo w stronę zaparkowanego na końcu ulicy dużego auta.
Po wejściu do pojazu, włączyła cicho radio i
uchyliła okna. Co jakiś czas z niecierpliwością zerkała na zielony wyświetlacz
pokazujący godzinę. We wstecznym lusterku zauważyła nadbiegającą dziewczynę,
ubraną w ciemne dresowe spodnie i niebieską bluzę z kapturem.
– Cassie! Cassie – krzyknęła, podchodząc nieco
bliższej.
Głos, który
usłyszała, wprawił ją w osłupienie. Wypuściła z dłoni klucze i błyskawicznie
odwróciła się. Stała chwilę w bezruchu, obserwując zbliżającą się kobietę. Z
jej oczu popłynął strumień łez. Czuła jakby ktoś rozrywał jej serce na wiele
części. W tej jednej chwili poczuła jednocześnie i ból, i gniew, i wielką,
wypełniającą ją radość. Starała się uśmiechnąć i zrobić krok do przodu. Nie
potrafiła. Nie mogła.
Rudowłosa kobieta przygarnęła Cassie do siebie.
Objęła ją najmocniej jak umiała.
– To nie możliwe – szepnęła, otwierając szerzej
oczy.
Zacznę od tego jakże oczywistego stwierdzenia, że masz naprawdę śliczny szablon <3 <3 Nie wiem, czy sama go stworzyłaś, czy jedynie zamówiłaś gdzieś, ale wprost nie mogę się napatrzeć. Kolory, estetyka, połaczenie zdjęc - po prostu wszystko. A po przeczytaniu prologu i dwóch rozdizałów wiem już zresztą, że szablon idealnie pasuje do historii Cassie, co jest naprawdę fajne.
OdpowiedzUsuńCo do fabuły opowiadania to przyznam, że zaciekawiłaś mnie. W prologu jeszcze nic nie wskazywało na to, aby przeszłośc Cassie kryła tajemnice - ot, zwykła młoda kobieta, która straciła matkę w bardzo bolesny sposób i zamieszkała z ciotką. Bolesne, trudne to wszystko, ale jednak nie zaskakujące. To zostawiłaś dla czytelnika na rozdział pierwszy, w którym wychodzi, że Cassie ma sekrety, o których nie wie jej przyjaciółka (posiadanie siostry) i zresztą sama Cassie nie wie, jak wiele sekretów pogrzebanych jest w jej przeszłości (o co chodzi ze zdjęciami?)
W ogóle szkoda, że Dorcas umarła. Gdyby nie te porządki, gdyby nie telefon Rachel cóż... Przykre to.
Zauważyłam, że bohaterki twojego opowiadania noszą bardzo ładne imiona - Dorcas, Cassandra, ale i tak wszystko przebija Adalind, bardzo ładne imię.
Ciekawa jestem, kto powrócił w drugim rozdziale - czyżby Alexa nagle zapragnęła nawiązać kontakt z siostrą i postanowiła przyjechać zamiast użyć telefonu? Ciekawe, jak będzie wyglądało spotkanie sióstr. I wątpię, czy Cassie zareaguje entuzjastycznie. Wszakże minęło chyba dość dużo czasu.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
www.muniette.blogspot.com
To w takim razie zazdroszczę Ci talentu do robienia szablonów :D Bardzo ładnie tu u Ciebie wszystko wygląda i ten kot na nagłówku <3 Serio Cassie miała się nazywać Adalind? Teraz wydaje mi się to dziwne (trudno mi myśleć o niej jako nie-o-Cassie), ale to pewnie kwestia przyzwyczajenia :D Mogę spytać, dlaczego w końcu jednak nie zdecydowalaś się na Adaling i Cassie została Cassie (niezbyt gramatycznie to brzmi, ale wiesz, o co mi chodzi)?
UsuńUdało Ci się idealnie ukazać, że w każdym z nas kryje się tajemnica. W sumie gorzej, jeśli te tajemnice wychodzą na jak, jak w przypadku Cassie, bo cięzko nad tym zapanować.
Aaa i zapomniałam wcześniej - totalnie zawojowało mnie to wspomnienie Cassie z siostrą. Sama mam siostry i uwielbiam czytać o siostrach, bo naprawdę trudno o więź mocniejszą niż ta :D
Kochana, jak Ty świetnie piszesz! Masz taki dojrzały styl, pełen przemyśleń. Ja mam wrażenie, że mogę się uczyć XD. Zakończyłaś ten rozdział w idealnym momencie, zbudowałaś napięcie. Twoje opowiadanie jest takie tajemnicze ale i trudne zarazem. Każdy rozdział pochłania mnie jednak coraz bardziej. Motyw siostrzanej więzi - super wyszedł. Wiedziałam, że będzie to opowiadanie, w którym wraz z każdym kolejnym rozdziałem odkrywamy kawałek historii a czasem nawet historię na nowo. Nie pamiętam czy Ci już to pisałam czy nie. ;)
OdpowiedzUsuńWgl ja tak uwielbiam oglądać stare zdjęcia. *.* To przywołuje wspomnienia. Nie mogę czasem uwierzyć w to jak zupełnie inaczej kiedyś wyglądałam. Przypominam sobie wtedy sytuacje, które są sfotografowane...
No nic, weny, weny Ci życzę! Teraz musisz to dokończyć! :D Nie ma opcji. Muszę wiedzieć wszystko o Cassie. Podoba mi się to imię tak nawiasem mówiąc.
Dziękuję za przypomnienie, proszę o nie dalej.
Buziol! :*
P.S. Dziękuję za obserwacje oraz komentarze u mnie. :)
Bardzo dziękuję za miłe słowa! Dojrzały styl= dojrzała ja :D Ostatnio jestem chyba aż za bardzo dojrzała (zachciało się starej babie prawo jazdy zrobić!)
UsuńMoje opowiadanie tajemnicze? Może dlatego, że kończę w takich momentach a trudne... mam wrażenie, że każda obyczajówka jest trudna bo czyta się o codziennym życiu, w którym nie ma wróżek, smoków i innych na których można zwalić zło na świecie. :)
Pozdrawiam gorąco! :)
Popieram pomysł z prawkiem i trzymam za to kciuki! Sama wiem po sobie że to nie takie łatwe. ;)
UsuńJest tajemnicze, mało czytam takich opowiadań, więc oceniam tylko Twoje. Książki, które czytam to 90% romanse... Nie wyrosnę z nich. :3
Hahah piszę opowiadanie fantasy ale nie zwalam winy w nim za wszelkie wyrządzone zło na mityczne stworzenia. W moim opowiadaniu akurat głównymi krzywdzicielami są przecież najbardziej zdawałoby się honorowi i prawi ludzie. Paradoks - kocham to.
Pozdrawiam również! :)
Oto jestem :D
OdpowiedzUsuń"Rozcierając zmarznięte dłonie, chwyciła puste kubki, by odstawić je do zmywarki. Kątem oka dostrzegła kopertę, na którą dziś natrafiła. Chcąc odgonić myśli, pokręciła intensywnie głową i poszła do kuchni. Włączywszy elektryczny czajnik, by szybciej minął jej czas zaczęła przecierać ściereczką ciemne blaty. Nie lubiła, gdy okruszki na nich zalegały. Palcem sprawdziła wilgotność ziemi w beżowej doniczce, w której rosła azalia o pięknym pąsowym kolorze. Stała, podziwiając roślinę, aż czajnik nie wyłączył się." - hej, bardzo spodobał mi się ten kawałek! Jest taki... naturalny. Ludzie mają często zawiasy, gapią się w okno bez większego zaciekawienia, grzebią w doniczkach, takie prozaiczne czynności dnia codziennego, które jednak nie każdy z osób hobbystycznie piszących swoje książki/opowiadania potrafi wychwycić i wpleść w fabułę. To dodaje autentyczności historii i osobiście kiedy czytałam ten fragment miałam takie "Tej, jak czekam na wodę to też tak robię!" xD
W wielu przypadkach ludzie zapominają, że przecież piszą tylko o ludziach :D W konsekwencji ich opowiadania stają się sztuczne, bo brakuje tam zwykłej codzienności.
Ogólnie rozdział na duży plus c: Jestem ciekawa, co będzie dalej ^^
Pozdrawiam i życzę weny,
poznyluty
[https://tale-as-old.blogspot.com/]
O naturalność mi tutaj głównie chodziło i moi bohaterowie będą brali długie prysznice, jedli kolacje i śniadania, chodzili do pracy itd. Hej, takie jest przecież życie! A to w końcu obyczajówka a nie walka ze smokami (a może tak smoki tu dać?! :O)
UsuńWiesz, głównie chodziło mi o to, żeby każdy, kto to czyta mógł powiedzieć jak Ty - "hej! ja też tak robię" - to wtedy tak związuje z bohaterem :)
Pozdrawiam :)
Rozdział przyjemny, wprowadzający, ale błędów to w nim narobiłaś. Oczywiście chodzi mi o zgubione przecinki, zauważyłam też kilka błędów w dialogach. ;d
OdpowiedzUsuńChoćby tu:
Może Dorcas je kiedyś znalazła i tutaj schowała, a chciała je umieścić w waszym albumie. – Wymieniała kolejne propozycje. - Wymieniała z małej litery i bez kropki po albumie. Wymieniać to również czynność związana z mówieniem.
Zrobiło się zagadkowo. :) Obstawiam, że ta ruda kobieta, to Alex (czy jak tam miała na imię siostra głównej bohaterki).
Napisałabym coś więcej, ale się spieszę.
Pozdrawiam i życzę weny.
Na Ciebie zawsze można liczyć :)
UsuńPsujesz całą zabawę z tą rudą babką! :D
Pozdrawiam gorąco! :)
Cześć, dzięki wielkie za komentarz :)
OdpowiedzUsuńUwaga trafna - wyjustowałam tekst!
Także dodaję do linków :)
Zapraszam na nowy rozdział.
www.tensamjezyk.blogspot.com
Pozdrawiam!
Bardzo mi się podobało, czyta się jak książkę i naprawdę łatwo zapomnieć, że to nie pdf wydanej już pozycji. Podobają mi się postacie które stworzyłaś i tajemnice. Mam nadzieje, że dalej będziesz budować napięcie. i Alex....piękne imię i wydaje mi się , że barwna postać którą może trochę zgłębisz. Mam nadzieje, że szybko opublikujesz następne części albo podejślesz mi je na facebooka ;). Już napewno wiesz kto pisze...przynajmniej mam nadzieje :). Super blog i polecam każdemu.
OdpowiedzUsuńNo jasne, że wiem! I bardzo się cieszę, że Ci się spodobało! :) Tak, Alex to ładne imię :) I dziękuję za jakże pozytywny komentarz! <3
UsuńO proszę, siostra wróciła? No bo podejrzewam, że ową rudowłosą kobietą jest Alex. Na inną osobę, Cassie nie zareagowałaby tak emocjonalnie. Bardzo dawno niewidziana siostra, to jedyna osoba, która jej została, więc każdy by się rozkleił na jej miejscu. Ciekawe po co wróciła...? Pogrzeb ciotki już dawno się odbył. Może wyrzuty sumienia?
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego, jak "pobiec" do kolejnego rozdziału.
Bardzo się cieszę, że sykałam nową czytelniczkę! Teraz jest presja, by Cię nie zawieść!
OdpowiedzUsuńLiczę na to, że póki co wszystko jest jasne i klarowne i nie idzie się zgubić w wątkach?
Pozdrawiam!
Nie do końca rozumiałam, czemu Cassie tak się zdziwiła po zobaczeniu tych zdjęć. Przecież to normalne, że ludzie trzymają stare fotografie na pamiątkę. Ale potem pomyslałam, że jeśli w zwyczaju ciotki i jej mamy nie było podpisywanie zdjęć, to tu rzeczywiście może coś nie grać…
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przyjemnie mi się czytało. Wciągnął mnie i z ciekawością sięgnęłam po następny;) W sumie to trudno, żeby było inaczej skoro skończyłaś w takim momencie! :D
A widzisz! Nie wszystko jest czasami takie oczywiste! Tym bardziej, że zdjęcia były w kopercie.
UsuńHa! wiem, kiedy kończyć ;)
Czyta, czytaj :)
Przyznam, że mam mętlik w głowie – w jak najbardziej pozytywnym sensie. W obyczajówkach zazwyczaj odstraszała mnie nuda. U Ciebie jej nie ma, bo ładnie przeplatasz wątki – czy to śmierci, czy przeszłości, bo mam wrażenie, że w przypadku Cassie to właśnie tam kryje się wiele odpowiedzi. Skoro ją intrygują te zdjęcia oraz list, który przypadkiem znalazła, to czytelnika tym bardziej. Już na tym etapie mam swoje przypuszczenia, ale czas pokaże ile z nim pokryje się z rzeczywistością.
OdpowiedzUsuńRetrospekcje zawsze są ciekawe, zwłaszcza takie, które wnoszą coś istotnego. Tu chociażby można zaobserwować rozżalenie Cassandry, bo bez wątpienia ma do siostry żal o to, że ich relacje się rozluźniły. Pytanie brzmi… dlaczego? Widać, że kiedyś bardzo wiele dla siebie znaczyły, więc tym bardziej jestem ciekawa, co wpłynęło na zmiany w tej kwestii.
Na końcu mamy tajemniczą postać, która szuka głównej bohaterki. Sądząc po szoku, to może być Alexis. Teoretycznie duży zbieg okoliczności, ale jeśli dobrze się nad tym zastanowić, śmierć ciotki ma na to duży wpływ. W końcu wieści prędzej czy później docierają gdzie trzeba… Pytanie jakie to będzie miało konsekwencje w tym wypadku.
Wszystko pięknie, ale jedna uwaga: ni z tego, ni z owego rzucasz nam imieniem Chloe. Można tylko wnioskować, że to córka Ade, ale sposób w jaki wprowadziłaś ten szczegół wyszedł dość słabo. Ot tak rzucasz imieniem, jakby to powinno być oczywiste. Nie bardzo, jeśli wspominasz o dziewczynce po raz pierwszy ;) Taki tam drobiazg na który warto zwrócić uwagę w przyszłości.
Lecę dalej :D
Nessa.
Ciekawa jestem tych Twoich przypuszeń - mam nadzieję, że za kilka rozdziałów dasz mi znać, czy się sprawdziły!
UsuńTak, w tej retrospekcji chciałam pokazać jej więź z Alexą. Mogę zdradzić, że każda kolejna rtrospekcja będzie ukazywać momenty, które doprowadziły ją do tego momentu w którym jest.
Hmm co do Chloe to chciałam pokazać, że Ade i Cassie mają wspólną przeszłość i nie jest to taka "sucha", aktualna dla czytelnika znajomość. :)
Jestem ciekawa, co tam dalej się zdarzy. Podoba mi się lekkość tej historii, chociaż czegoś mi tutaj brakuje. Wydaje mi się, że za bardzo starasz się zrobić tak, żeby każda z postaci zachowała się "w porządku", przez co ich zachowanie zaczyna być nierealne. Czasami chciałabym, żeby Cassadra zrobiła coś złego i żeby to trzymało się przez 1-2 rozdziały. Żeby hm... nie było tak jak z siostrą, gdzie niby tyle lat konfliktu, a pogodziły się tylko po jednej kłótni i to bez rzucania talerzami :D
OdpowiedzUsuńAle końcówka dobra, zwłaszcza że nie wiadomo, z kim mamy do czynienia :D
Pozdrawiam!