poniedziałek, 24 października 2016

Rozdział V

Rozdział ten przede wszystkim
dedykuję mojej nieocenionej przyjaciółce – Oli,
której wsparcie i rady były bardzo pomocne.
Dziękuję!

– Hej! Wróciłam już z poczty odezwała się do kobiety siedzącej na głębokim fotelu w niewielkiej poczekalni biura. – Dzień dobry – dodała, kiedy ta nie zareagowała na jej słowa.
Odwieszając płaszcz na metalowy haczyk, z nieukrywanym rozbawieniem obserwowała zdziwienie malujące się na twarzy zaskoczonej dziewczyny, która w szybkim tempie uniosła wzrok znad kolorowego katalogu meblarskiego.
– Chryste, Cassie! – sapnęła, wstając szybko z miejsca. – Chcesz żebym dostała zawału? – spytała, całując koleżankę w policzek.
– Aż tak się zaczytałaś, że nawet nie zauważyłaś, kiedy weszłam? – zaśmiała się, szukając w torebce paczkę cukierków.
– Nie, ale czekam na klienta… – warknęła, odkładając katalog. – Spóźnia się już jakieś piętnaście minut – poskarżyła się ze złością w głosie. – I myślałam, że to on.
– Raczej już nie przyjdzie… – zawyrokowała, częstując Rachel eukaliptusowym cukierkiem. – Chcesz może herbatę? – spytała,  wchodząc do niewielkiego pokoju socjalnego. – Cholera, czemu tu jest tak zimno?! – krzyknęła, wystawiając głowę zza drzwi. – Muszę chyba zawsze rano sprawdzać stan okien.
– Nasz kochany szef zapomniał w piątek zamknąć okno a ja dzisiaj tam jeszcze nie wchodziłam. – Pokręciła głową, przeglądając kalendarz zza niewielkiego kontuaru, pełniącego funkcję recepcji. – Mam tutaj kawę zbożową, dzięki. – Podniosła papierowy kubek do góry, by go pokazać.
W niewielkiej kuchni z łoskotem zamknęła uchylone okno i rozkręciła mocniej kaloryfer. Niedawno była chora i nie chciała ponownie ryzykować walki z przeziębieniem, ponieważ i tak miała sporo pracy do nadrobienia. Z wiszącej szafeczki wyjęła swoją ulubioną kawę z orzechami laskowymi oraz karmelem i wsypała dwie łyżeczki do wysokiego kubka. Usiadła na okrągłym, profilowanym hokerze i z niecierpliwością czekała na wodę, obserwując przejeżdżające jezdnią samochody.
Pracę w biurze projektowym u Adriena Fortiera podjęła jeszcze w czasie studiów – pracowała tam zawsze w okresie przerwy wakacyjnej. A później, po zakończonej nauce na Uniwersytecie Richmond, początkowo dostała się na krótki staż, a następnie miała zapewniony stały etat jako architekt wnętrz. Teraz, po przepracowaniu prawie ośmiu lat, nie wyobrażała sobie innego zawodu dla siebie. Nie widziała siebie w czymś innym.
Z uśmiechem często wracała do chwili, w której powiedziała rodzicom, że nie chce, tak jak oni, być prawnikiem. To dopiero był szok dla Gillian i Jima oraz ich starszej córki! Jeszcze przez kilka lat mieli nadzieję, że Cassie się opamięta, ale kiedy pod koniec szkoły średniej jasno dała do zrozumienia, że zdania nie zmieni – zaakceptowali jej wybór. Bardzo cieszyła się, że nie wywierali na niej wpływu w tak ważnej sprawie i wspierali ją w podjętej decyzji. Często dziękowała im za pomoc i rady, kiedy musiała wybrać uczelnię oraz usamodzielnić się.
I dotrzymała danego słowa – spełniła swoje nastoletnie marzenie o byciu architektem wnętrz. I co więcej, świetnie sobie w tym radzi!
Cassie zerknęła na kwadratowy zegar wiszący nad malutkim stolikiem, przy którym zawsze jadała posiłki w pracy; dochodziła piętnasta, więc miała trochę czasu nim zjawi się jej klientka; na szczęście ostatnia na dziś, a później będzie musiała przebrnąć przez kilka spraw administracyjnych i dopiąć je na ostatni guzik. Liczyła na to, że do osiemnastej powinna wszystko mieć już skończone.
Z aromatycznie pachnącą kawą usiadła przy recepcji, przyglądając się z zaciekawieniem nerwowej krzątaninie Rachel. Widząc jej zaciętą walkę z papierowym plannerem, odezwała się pewnym, stanowczym głosem:
– Rachel, nie denerwuj się – upomniała ją, grożąc przy tym palcem. – Wiesz, że nie możesz tak się wkurzać? – przypomniała jej, patrząc, jak ze złością wystawia głowę znad kontuaru.
– Cassie! – podniosła głos – chociaż ty nie praw mi kazań i zajmij się sobą!
– Hej! Na mnie nie masz powodu się złościć. Wiesz, że się o ciebie martwię – mruknęła obrażona. – Spuść trochę z tonu, dobra?
Bip. Bip. Bip. Telefon Cassie wydał krótki dźwięk oznajmiający otrzymanie wiadomości na serwisie społecznościowym. Uśmiechnęła się przepraszająco do Rachel, wydobywając telefon z kieszeni ołówkowej spódnicy.

[26.10.2016]
James: Cześć, Cassie! Co słychać?
Cassie: Nie mogę teraz rozmawiać. Napiszę do Ciebie później, ok? Mam lekkie urwanie głowy w pracy. Przepraszam!
James: Jasne! W takim razie odezwij się później i do zobaczenia.

– Przepraszam. Ja… po prostu… ciężko mi sobie z tym wszystkim poradzić… nie sądziłam, że to będzie aż takie… męczące – wyznała, głaszcząc czule zaokrąglony brzuch. – Niech zgadnę… James?
Cassie przytaknęła, wyciszając komórkę i schowała ją do wnętrza spódnicy. Wstała i poprawiła gładki materiał, obdarzając koleżankę pokrzepiającym spojrzeniem.
– Domyślam się, ale i tak świetnie sobie radzisz. Sama zobacz.
Rozmowę przerwało wesołe powitanie elegancko ubranej kobiety w średnim wieku. Anna Rainer – bo tak się nazywała – najpierw uścisnęła dłoń Rachel i spytała o samopoczucie, a później zwróciła się do  Cassie, wymieniając z nią kilka uwag. Cassie poprosiła, by usiadła jeszcze na chwilę, a ona w tym czasie przygotuje dla niej zieloną herbatę. Pani Anna z chęcią zajęła miejsce na sofie i zaczęła przeglądać kolorowe katalogi – większość z nich była o tematyce kobiecej, wnętrzarskiej lub budowlanej.
Cassie po kilku minutach ruszyła wraz z klientką korytarzem do pokoju. Po rozświetleniu pomieszczenia, gestem zaprosiła kobietę do środka.
Pod łukowym oknem umieszczone zostało masywne, białe biurko; po jego jednej stronie stał modry, miękki fotel, a po drugiej – wygodne, czarne biurowe krzesło. Pod wschodnią ścianą znajdował się długi regał, na którym poukładane były segregatory oraz książki, znalazło się na nim również miejsce na kolorową doniczkę ze zwisającą rośliną i dużą figurkę. Pośrodku gabinetu stał szklany stół z kilkoma krzesłami, z których był świetny widok na wiszący na ścianie telewizor, obok którego powieszonych zostało kilka dyplomów i certyfikatów. Całość utrzymana była w jasnych, naturalnych kolorach, a ścianę z oknem zdobiła czerwona cegła.
– Proszę siadać – powiedziała łagodnie, odstawiając herbatę i odsuwając nieco fotel.
Po krótkiej rozmowie z Anną, Cassie włączyła telewizor, na którym wyświetliła trójwymiarowy projekt – opowiadała o nim, zwracając uwagę na poszczególne elementy przestrzeni i wykorzystane materiały. Kobieta z niemałym zaciekawieniem słuchała jej słów i przyglądała się kolejnym  wizualizacjom.
– To jest po prostu genialne, pani Cassandro – stwierdziła z szerokim uśmiechem.
– Bardzo dziękuję. Rozumiem, że po tych wszystkich zmianach wszystko już odpowiada, pani Anno? – Upewniła się, sięgając z regału segregator z jej nazwiskiem.
– Tak. Wszystko jest świetne!
– W takim razie, możemy już podpisać finalizującą umowę. – Położyła przed panią Rainer dokument.
– Bardzo się cieszę, że teraz będzie mogła pani ruszyć z pracą.
Przez kilka minut Anna uważnie czytała tekst, prosząc o wytłumaczenie drobnych niejasności. Składając podpis, rzekła:
– Pani projekty są świetne – pochwaliła, odkładając długopis. – A jeśli mogę o coś spytać… – zaczęła, patrząc, jak Cassie sprawdza jeszcze raz zawartość koszulek. – Czy ostatnio odwiedziła panią siostra? Wydaje mi się, że jakiś czas temu widziałam ją – zapytała z niemałym zaciekawieniem w głosie.
– Tak, była u mnie już kilka razy – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Czy już wszyscy w tym cholernym miasteczku wiedzą, że Alexa wróciła, pomyślała, uśmiechając się ciepło do rozmówczyni. Cassie od dłuższego czasu miała wrażenie, że Harmonywood jest na bieżąco z jej życiem prywatnym. Teraz Anna Rainer pytała o Alexę, przedwczoraj sprzedawczyni z piekarni również o nią zagadnęła. Jeszcze trochę a będą wiedzieć również o tym, że ma siostrzeńca i szwagra – to dopiero będzie żer dla plotkar, takich jak pani Morris.
– Słyszałam, że załatwiłaś już sprawię z Rainer – zagadnęła Rachel, kiedy klientka wyszła już z lokalu i drzwi za nią zatrzasnęły się z głuchym łoskotem.
– Na szczęście tak. Teraz zostało tylko zamówienie tego wszystkiego. Mówię ci, lubię ją, ale jest strasznie marudną osobą. Co spotkanie, to zmieniała zdanie – pożaliła się, zanosząc brudne naczynia do kuchni.
– W takim razie dobrze, że masz ją już częściowo z głowy. A wracając do naszej rozmowy sprzed godziny. Wtedy spanikowałam i stąd ten telefon. Rozmawiałam z Kennethem i…
Cassie przerwała jej, łapiąc ją za dłoń. Uśmiechnęła się ciepło i najspokojniej jak potrafiła, powiedziała:
– Było i minęło, prawda? Nie ma co tego roztrząsać. Bardzo się cieszę, że Kenneth zaakceptował fakt, że będzie was więcej. I mówiłam ci już kilka razy, ale powtórzę: nie jestem na ciebie zła, nigdy nie miałam żalu i w żadnym wypadku o nic cię nie obwiniam – mówiła wolno i ściszonym głosem, miarowo wypuszczając powietrze, jakby zastanawiała się nad wypowiadanymi słowami. – Ale jeśli tak się poczułaś, to bardzo cię przepraszam! W tamtym czasie byłam w złej kondycji i nie chciałam rozmawiać. Musiałam się z tą sytuacją oswoić.
– Myślałam, że jesteś na mnie zła, bo często prosiłam cię, żebyś przyszła za mnie i jeszcze wtedy… Nie chciałam cię drażnić i dlatego się odsunęłam – powiedziała szybko, nie patrząc na Cassie.
– Rachel, widziałam, że się ode mnie odsuwasz, ale nie do końca wiedziałam, czemu. Wiesz, nawet nie podejrzewałam, że o to chodziło. Ty byłaś na siebie zła, ja byłam zła na cały świat i tak wyszło… Ale bardzo się cieszę, że jednak wyjaśniłyśmy sobie pewne rzeczy.
Z talerzykiem kruchych ciasteczek i szklankami z sokiem pomarańczowym rozsiadły się przy stole w gabinecie Cassie. Z malutkiego radia popłynęła cicha, odprężająca muzyka, która dodała odwagi Cassie, by zacząć mówić. Rachel zauważyła nieco strapioną minę koleżanki i krzepiąco zaczęła:
– Widzę, że dziś mamy jakiś dzień otwartości w biurze – zaśmiała się. – Coś się dzieje, Cassie?
– Chyba tak. Ale to w sumie dobrze, nie? Przynajmniej oczyścimy atmosferę. Co mam ci powiedzieć? Cały czas głowię się nad tym jak sprawdzić, czy James faktycznie jest moim bratem. I jeszcze Alexa… – westchnęła ciężko, poprawiając się na krześle.
– Może spotkaj się z nim i pobierz od niego próbkę? A co do Alexy… to nie wiem, co mogę ci doradzić. Może miała powód, że dopiero teraz powiedziała ci o swojej rodzince?
– Rachel dobra rada – zaśmiała się, dodając: - dzięki, że starasz mi się jakoś pomóc. Bardzo to doceniam. Szczerze, Rachel? Nie wiem, czy dobrze robię zagłębiając się w tę znajomość z Jamesem. Może tak miało być? Oddali mnie. Mieli jakiś powód. Teraz mają dwójkę dzieci, więc po co ja się tam pcham… – powiedziała zdawkowo, nerwowo stukając paznokciami w szklany blat stołu.
– Mówisz to tak trochę, jakby cię to nie interesowała i jakbyś się tym nie przejmowała – skomentowała smutno. – Nie zależy ci? – Oparła głowę na dłoni i przyglądała się Cassie.
– Jasne, że mi zależy.
Rachel z niepokojem obserwowała jak zdenerwowanie narasta w Cassie. Jej koleżanka zawsze była oazą spokoju i osobą niezwykle cierpliwą. Ale od jakiegoś czasu widziała w niej ogromną zmianę – nierzadko była rozdrażniona, już tak często się nie śmiała, choć starała zachować pozory, że wszystko jest w porządku i nad wszystkim panuje, niekiedy słyszała, jak płacze w samotności, próbując sobie poradzić z tym, co ją spotkało.
Prawda była taka, że Cassandra Fornely nie potrafiła już zapanować nad swoim życiem a to, co dotychczas wiedziała i uważała za pewne, okazało się jednym wielkim kłamstwem. Od kilku długich tygodni, noc w noc, rozmyśla nad tym, jak rozwiązać sprawę z ludźmi nazwiskiem Breckinridge i nad zachowaniem Lexi. Ile ona ma jeszcze przed nią tajemnic? Sekretów? Mąż. Syn. Nowe życie. Po co jej do tego idealnego obrazka jeszcze Cassie? Zapytała siostrę, czemu wróciła. Czemu chciała odnowić kontakt. Odpowiedziała: Jesteś moją siostrą i cię kocham. Zawsze kochałam. Chciałam odezwać się wcześniej, ale zabrakło mi odwagi. Popełniłam błąd i chcę go teraz naprawić.
Ostatnie tygodnie były dla niej bardzo ciężkie i męczące. Starała skupić się na pracy, która zwykle ją odprężała, dodawała wytchnienia. Dużo również rozmawiała z Adalind, która zawsze – nawet w błahostkach – służyła jej dobrymi radami, z których skwapliwie korzystała.
A fakt, że z nikim nie mieszkała, nie poprawiał jej samopoczucia; wracała do pustego domu i nie miała do kogo się odezwać. Była sama, a jednym jej towarzyszem była kotka cioci Dorcas – Harriett, którą polubiła. Zaczęła się ostatnio nawet zastanawiać nad sprzedażą domu i przeprowadzce do mniejszego, gdzieś w centrum miasteczka lub do niewielkiego mieszkanka.
– A jakie masz plany na wieczór? Może wybierzemy się do kina na jakąś komedię? – zaproponowała, wybijając Cassie z rozmyślań.
– Z wielką chęcią, Rachel, ale dzisiaj nie mogę. Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia w biurze. A potem chciałam, w końcu, zrobić jakieś większe zakupy bo padniemy z Harriett z głodu – zaśmiała się i poprawiła włosy spięte w wysoki kucyk.
– Nie ma problemu. W takim razie ja już będę się zbierała. – Spojrzała na wyświetlacz telefonu, który wskazywał 16.30.
– Jasne, leć już! I widzimy się jutro. Pamiętasz, że w piątek mamy spotkanie z Adrienem?
– No tak! Zapomniałam! – Żartobliwie uderzyła się lekko otwartą dłonią w czoło. – Mam coś przygotować?
– Hmmm. – Zastanawiała się przez chwilę, przygryzając delikatnie koniuszek palca. – Wiem! Przygotuj opis swojego stanowiska tutaj w firmie: co robisz na co dzień, co należy do twoich obowiązków. Też będziesz przy rozmowach, więc spisz listę pytań. Myślę, że to będzie przydatne. To leć już a ja wracam do pracy.
– W takim razie do jutra. – Pożegnała się i pocałowała Cassie na odchodne w policzek.
Kiedy drzwi za Rachel zamknęły się, Cassie pozbierała talerzyki oraz szklanki i umyła je w kuchni. Po przygotowaniu kolejnej kawy tego dnia, w pocie czoła układała segregatory z zakończonymi projektami, by później zanieść je do archiwum, wydzielonego w pokoju Adriena. Była to dla niej praca ciężka, monotonna i, przede wszystkim, długa, ponieważ odrobinę zaniedbała tę część swojej pracy. Posprawdzała i powynosiła już cztery segregatory, gdy jej komórka cicho zaczęła dzwonić na biurku.
Adalind.
Cassie z uśmiechem chwyciła telefon i zastanawiając się, czego chce Ade o tej godzinie, spokojnie odebrała.
– Cześć, Cassie! – Usłyszała.
– Hej, hej. Co słychać? Masz już wolne? – Zdziwiła się, pamiętając, informację z początku tygodnia; Ade mówiła, że ma zajęty praktycznie cały tydzień.
– Cassie! Ratujesz mnie! Musisz mi pomóc!
– Co się stało? Mów, do cholery.
– Randall jest na wyjeździe służbowym w Atlancie…
– Wiem, mówiłaś mi. – Wtrąciła z wyczuwalną ulgą w głosie i okręciła się na biurkowym fotelu.
– No właśnie. A mi trochę się sprawy pokomplikowały w pracy i koniecznie muszę tam pojechać. Czy mogłabyś zostać z Chloe? Proszę cię! Podrzucę ci ją do biura, jeśli jeszcze tam jesteś.
– Ade, spokojnie. Zostanę z małą. Mogę albo wpaść do ciebie, albo możesz ją podwieźć i pojedziemy do mnie. Jestem w pracy do osiemnastej, a muszę jeszcze kilka rzeczy zrobić.
– Jesteś kochana! Ratujesz mnie! Moi rodzice są chorzy, a nie chcę, żeby Chloe coś podłapała.
Po ustaleniu szczegółów Cassie rozłączyła się i wróciła do zalegających segregatorów. Z niechęcią stwierdziła, że zaczyna jej powoli brakować miejsca na półkach – z jednej strony było to oznaką zaniedbania z jej strony porządku i pilnowania bieżących spraw, a z drugiej taka ich ilość oznaczała ilość klientów zainteresowanych jej pracą. Kolejny granatowy segregator wylądował na biurku. Cassie przetarła go z cienkiej warstwy kurzu i z ciekawości spojrzała na opis znajdujący się na jego grzbiecie – Garza, 11.2014. Ze zdumienia przetarła oczy, bo, co jak co, ale nie spodziewała się, że znajdzie aż tak stare dokumenty. Zastanawiała się, czemu nadal zalegały tutaj a nie w archiwum: przecież całkiem niedawno robiła tutaj porządki. Jak mogła to pominąć? Z małym zdenerwowaniem zadarła odrobinę głowę do góry; no tak – granatowy segregator znajdował się na najwyższej półce i rzadko kiedy tam zaglądała. Odłożyła go na bok i sięgnęła po kolejny. Wysuwając go, zrzuciła wciśnięte zdjęcia. Podniosła je z podłogi.
Z jednej fotografii uśmiechali się do niej jej rodzice; normalna, kochająca się para lekko po czterdziestce. Ona – Gillian – miała na sobie czarną, elegancką sukienkę i rozpuszczone jasne włosy do ramion. On – Jim – ubrany był w ciemne dżinsowe spodnie i koszulę w jasną kratkę, w ciemnych, odrobinę przerzedzonych włosach, lśniły siwe włosy. Cassie utkwiła wzrok w szczerym i ciepłym uśmiechu swojego ojca. Był on zupełnie inny niż jej. Porównywała wygląd rodziców ze swoim – w niczym ich nie przypominała. Czemu nigdy wcześniej nie wpadła na pomysł, że jest adoptowana? Przypomniała sobie, jak kiedyś kolega ojca powiedział do niej, że zupełnie nie jest podobna do rodziców, nie to co Alexa. Wtedy zignorowała to, ale teraz… W świetle aktualnych wydarzeń miał rację. Westchnęła ciężko i schowała pamiotkę do szuflady.
Z drugiego zdjęcia patrzyła na nią jej nieco młodsza wersja. Miała wtedy dwadzieścia dwa lata i była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Doskonale pamiętała w jakich okolicznościach i kto upamiętnił tę chwilę. Była to Gillian.

– Kochani! Jak bardzo się cieszę! – załkała kobieta, nerwowo poprawiając w pękatym wazonie bukiet z różowej eustomy i białej frezji. – Jak cudownie!
– Moje gratulacje, siostrzyczko! – Alexa przytuliła siostrę i pocałowała w policzek.
– Gratulacje, synu! – zagrzmiał nisko mężczyzna i uścisnął dłoń swojemu synowi. Później ucałował zawstydzoną Cassie w wierz dłoni.
– Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa! – zapiszczała niska, drobna kobieta i entuzjastycznie przytuliła Cassie i szepnęła jej: - Będziecie świetnym małżeństwem i doskonałymi rodzicami!
– Mamo! – powiedział z udawaną złością. – Jasne, że będzie ze mną szczęśliwa! Chciałem wam wszystkim podziękować, za wasze wsparcie. I przede wszystkim tobie, Lexi. Bez ciebie byłoby mi bardzo ciężko! – zaśmiał się i przytulił swoją ukochaną. – Kocham cię, Cassandro Fornely.
– Dobrze moi drodzy! – zagrzmiała matka Cassie. – Ustawcie się tutaj – wskazała gestem obszerną biblioteczkę w salonie. – Zrobimy pamiątkowe zdjęcie…
– Mamo-o… – stęknęła zawstydzona, spuszczając wzrok. – Proszę cię, nie teraz!
– Och, Cassie. Nie gadaj głupot, dziecko! Musicie mieć pamiątkę!
Cassie pokręciła z rezygnacją głową. Z jej matką po prostu się nie dyskutuje. Jest jak dyktator w spódnicy – musi być tak jak ona chce. Ale mimo wszystko – była jej niezmiernie wdzięczna, ponieważ spodziewała się, że powie: Cassie, to za wcześnie! Zniszczycie sobie życie! Poczekajcie jeszcze! Ale nic takiego nie powiedziała. Cieszyła się. Była dumna ze swojej córki.
A ona… Ona poczuła się bezpieczniej niż nigdy wcześniej. Jej serce biło szybciej niż zazwyczaj. Była szczęśliwa. Była kochana i potrzebna. Odkąd go poznała, wiedziała, że to ten jedyny i, że to z nim chce się związać. A teraz… Nie mogła uwierzyć w to, że jej marzenia się spełniają.
Ale jednak się bała. Co będzie dalej? Jak będzie wyglądało jej życie za rok? Czy będzie już miała dziecko? Czy będą dobrymi rodzicami? Czy sobie poradzą?
Jej świat piętnaście minut temu wywrócił się do góry nogami.

Pokręciła głową, odganiając wspomnienia. Często tak robiła wracając do rzeczywistości. Lubiła, wręcz kochała, wracać wspomnieniami do tych wspaniałych chwil. Chwil, które na zawsze pozostaną w jej sercu i będzie mogła je przywoływać, kiedy będzie miała gorszy dzień. Uśmiechnęła się, dotykając dłonią twarz mężczyzny, który czule ją przytulał i patrzył z niepojętą miłością w brązowych oczach. Poczuła jak po policzku spływają ciepłe łzy. Palcami wytarła wilgotne policzki i spojrzała przez okno na szarą ulicę.
Wiatr szarpał niemal gołymi gałęziami drzew, obsypując je z ostatnich liści. Cassie ze współczuciem obserwowała zmierzających w różnych stronach ludzi, którzy szczelnie okrywają się kurtkami i szalikami. Z niemałym rozbawieniem obserwowała zmagania młodej dziewczyny, próbującej złapać czapkę, którą wyrwał z jej dłoni mocniejszy podmuch wiatru. Była w ciepłym, ogrzewanym pomieszczeniu, ale widząc, co się dzieje na zewnątrz, wiedziała, że jest zimno. Ucieszyła się na samą myśl o powrocie do domu w samochodzie – w takich warunkach za żadne skarby nie chciałaby wracać. Chociaż… kilka dni temu właśnie tak wracała. W deszczu i w niewielkiej wichurze. To było bardzo głupie z jej strony.
– Dzięki, że popilnujesz Chloe. Jesteś kochana – Adalind powiedziała z ulgą w głosie. – Mam nadprogramowego pacjenta i ciężko było mi odmówić. Postaram się szybko wrócić.
– Nie ma problemu. Dobrze wiesz, że lubię Chloe i to żaden problem. Naprawdę! –
Adalind spojrzała z wdzięcznością na swoją przyjaciółkę. Była jej wdzięczna za ten gest.
– Postaram się być jak najszybciej!
– Nie śpiesz się. Zrobimy razem kolację i pobawimy się, co nie, Chloe? – zagadnęła do dziewczynki, która już zdąrzyła złapać ją mocno za rękę.
Chloe pomachała mamie i wsiadła na fotelik zamontowany na tylnej kanapie w aucie swojej cioci. Cassie pożegnała się z przyjaciółką i poprawiła pas bezpieczeństwa małej i usiadła wygodnie za kierownicą forda.
– No to jedziemy – uśmiechnęła się. – Myślę, że Harriett się za tobą stęskniła.
W myślach przeklinała na niedzielnych kierowców, którzy nie potrafili jeździć w deszczu. Wiedziała, że jesień w Wirginii nie jest może najzimniejsza, ale na pewno jest deszczowa i trzeba potrafić odnaleźć się na drodze w takich warunkach.
Po półgodzinie dojechały bezpiecznie na Cold Spring. Kilka dni temu wymieniła starą bramę wjazdową na automatyczną i teraz miała doskonałą okazję, by ją sprawdzić. Opuściła nieco szybę i nacisnęła guzik w małym pilociku, który wyjęła z torebki. Brama lekko zaskrzypiała i zaczęła powoli przesuwać się w lewą stronę – w kierunku furtki.
– Chloe, chcesz kakao? – zapytała, sadzając dziewczynkę na kuchennym blacie. – Albo herbatkę owocową?
– Kakao! – pisnęła z radością, obdarzając Cassie pięknym, dziecięcym spojrzeniem dużych oczu.
Dla tej dziewczynki byłaby w stanie zrobić wszystko. Kochała tę małą jak swoje własne dziecko. Adalind często powtarzała, że Cassie byłaby wspaniałą matką. Skoro tak traktuje, jakby nie patrzeć, obce dziecko, to jak będzie traktować swoje własne? Cassie nigdy nie lubiła rozmów o dzieciach. Lubiła córkę swojej przyjaciółki. Często łapała się na tym jak z zazdrością patrzy na matki spacerujące ze swoimi dziećmi. Czy ona kiedyś też tak będzie spacerować z wózkiem? Później będzie chodzić do szkoły na recitale lub mecze swojego dziecka? Traciła już na to nadzieje. Prawdopodobnie zostanie starą panną, która u boku będzie miała starą i leniwą kotkę?
Bip. Bip. Bip.
Jej telefon ponownie tego dnia dał o sobie znać. Z zaskoczeniem wydobyła komórkę z kieszeni. Wiadomość od Jamesa; napisał, że się o nią martwi, ponieważ miała odezwać się po pracy. Zdjęła z blatu Chloe i gestem zaprosiła ją do salonu. Postawiła przed nią kubek z gorącym kakao i wesoło zagadnęła:
– To co będziemy robić? Chcesz coś poczytać?
– Wzięłam książkę. Poczytasz? – W różowym plecaku zaczęła szukać książkę.
Cassie w tym czasie odpisała na wiadomość.

[26.10.2016]
Cassie: Cześć! Zapomniałam, że pisałeś. Miałam trochę na głowie…
James: Nic się nie stało, Cassie. Nie zanudzam cię?
Cassie: Ty chyba jesteś dostępny całą dobę? Jasne, że mnie nie zanudzasz. Czemu tak pomyślałeś?
James: W sumie to tak. 24h. Specjalnie dla Ciebie! Ufff, to dobrze! Co tam zawracało Ci głowę? Zdradzisz mi? Jakaś szybka randka po pracy?
Cassie: Broń Boże! Hahahahahaha. Masz poczucie humoru! Nie bawię się w randki… Musiałam w biurze pozałatwiać kilka zaległych spraw, ot co. A zaraz będę czytać z Chloe.
James: Nie bawisz się w randki…? Okej! Nie wnikam! Chloe to Twoja córka?

Na pytanie Jamesa już nie zdążyła odpisać, ponieważ Chloe wręczyła jej książkę o przygodach rodziny polnych myszy. Dziewczynka poinformowała ją, że to jej najukochańsza książeczka. Cassie poznała to po zniszczonej i lekko połamanej sztywnej okładce.
W trakcie czytania Chloe co jakiś czas przerywała i zachęcała ciocię do oglądania obrazków. Cassie z uśmiechem przytakiwała i zadawała zabawne pytania.
– Ciocia! Ale to nie było tak! – wtrąciła. – Ciocia, ty zmieniasz!
– Ja? Nie zmieniam – uśmiechnęła się i przytuliła ją, poprawiając kocyk, którym się przykryły.
Kiedy kończyła kolejny rozdział, zauważyła jak przytulanka-króliczek spadła cichutko na dywan. Chloe usnęła. Cassie wstała ostrożnie z sofy, by jej nie obudzić. Poprawiła dziewczynkę i wsadziła jej w rączki Tosię-przytulankę.

[26.10.2016]
Cassie: Już jestem. Mała już odleciała w świat jednorożców i krasnoludków.
James: No to teraz mamy czas dla siebie, Cassie?
Cassie: Na to wychodzi. Ty wiesz, co ja dziś robiłam. A Ty, co dziś robiłeś ciekawego?
James: Męczyłem się z projektem… A i tak go nie zrobiłem do końca. Chyba nigdy go nie zrobię… A jeszcze potem byłem na obiedzie z rodzicami i siostrą i się zaczęło gderanie…
Cassie: Chyba nie masz z nimi dobrego kontaktu, co? Jacy są?
James: Są spoko, ale zawracają głowę. Mówią jaka świetna jest moja siostra i mówią, żebym w końcu wziął z niej przykład… Kończysz studia, musisz się w końcu ogarnąć. Bla, bla, bla, bla
Cassie: Nie wierzę, że jest aż tak źle! Oni się o Ciebie martwią! Doceń to!
James: Wiem, Cassie, wiem. Ale chcę mieć trochę wolności, a nie ciągłą kontrolę. Mogłem wybrać inne miasto. Albo… inny stan!
Cassie: Hahaha. Bez przesady! Na jakiej uczelni się uczysz?
James: Uniwersytet Richmond.
Cassie: Serio? Też tam studiowałam!
James: Świetnie! A co? Richmond to jakaś nasza rodzinna uczelnia. Moi rodzice tam studiowali i moja siostra też ma tam pójść…
Cassie: Architekturę i aranżację wnętrz. Co w tym złego? Fajnie mieć rodzinę blisko…
James: Może i masz rację… No nie ważne. Skoro znasz Richmond to może kiedyś dasz się zaprosić na kawę?
James: Może kiedyś.

***

– Niezła, co?
– Ile ma teraz lat? Pewnie trzydzieści? A na zdjęciu? Tyle ile my? Mówię ci, daj sobie z nią spokój… – odparował, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Mówię ci, że świetnie mi się z nią gada! Zaproszę ją na jakąś kawę albo do kina.

– Może od razu do łóżka? – wtrącił rudowłosy mężczyzna, który do tej pory jedynie przysłuchiwał się rozmowie swoich kolegów. 

13 komentarzy:

  1. Bardzo przyjemny rozdzialik :) fajnie ze trochę czasu spędziliśmy z Cassie w pracy I zobaczyliśmy ja w swoim zywiole. Jak ryba w wodzie! Dobrze, że rodzicom nie udało się namówić jej na zawód prawnika, skoro taka jest utalentowana. Poza tym praca, którą się lubi to dzisiaj skarb :D
    Rachel tez mi się spodobała, dobrze że przynajmniej trochę rozjasnilas jej dziwne zachowanie z początków historii ;) kobiecie w ciąży się wybacza xd
    Ale co najbardziej mi się podoba to to, że coraz bardziej poznajemy samą Cassandre, a pokazujesz nam to poprzez jej zachowanie i wypowiedzi. Nie lubię, kiedy na blogach czasem się tak łopatologicznie opisuje bohaterów xd
    Cassandra to taki dobry człowiek. Jest miła, ciepła i uprzejma, na nikogo się nie gniewa. Każdemu wybacza, każdemu wyswiadczy przysługę. No jak tu jej nie kochać? :D
    Bardzo mnie zaintrygowalo to wspomnienie. Czyli Cassie była zareczona? Czemu do tej pory ani razu nie zdarzyło jej się pomyśleć o tym facecie? A może to ten co ja ostatnio podwiózł?przestań torturowac mnie tymi sekretami xd
    Btw,ja tam uważam że pomysł Rachel ze spotkaniem i wyrwaniem jakiegoś włosa do badań DNA jest świetny! Xd
    Jak James flirtuje z Cass to aż mnie skręca, to oblesne xd na miejscu Cassie postawilabym jasno sprawę, odnośnie tego, w jaką relacje z nim wchodzi, żeby nie prowadził rozmowy taki sposób i nie wyobrażal sobie nie wiadomo czego... ten ostatni fragment to już wgl xd
    Ogólnie rozdział jak zwykle świetny :) czekam na kolejne, pozdrawiam i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ps zapomniałam wspomnieć, że nie musisz się klopotać informowaniem mnie o nowościach, bo mam ci w obserwowanych, a dość regularnie sprawdzam czy nie ma jakichś nowych postów :D także zawsze, prędzej czy później, przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapamiętam! :)
      Bardzo się cieszę, że spodobało Ci się w pracy razem z Cassie; chciałam troszkę pokazać - skoro jest pracoholiczką - co tak kocha.
      Rachel jest taką dobrą duszą, a, że zaliczyła niespodziankę to się trochę dziewczyna przeraziła!
      Właśnie chciałam porcjować informacje o Cassie, tworzyć jej portret psychologiczny, żeby każdy sobie dokładnie ją wyobraził. Rozumiem, że to mi wychodzi? :) Nie! Cassandra ma nie być słodkopierdząca! Czasami zdarza się jej, że jest lekko uszczypliwa (ale do Twojej Rose brakuje jej baardzo dużo :D)
      Hej! Hej! Ty sobie nie twórz teorii spiskowych, dobrze? :P Wszystko się wyjaśni :P
      Moja droga, czy Ty jesteś pewna, że James i Cassie są rodzeństwem? :P A jeśli Cassie się pomyliła? :p
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    2. Pewnie ze ci wychodzi :D nie mowie ze slodkopierdzaca! Można być dobrym człowiekiem, a czasem rzucić coś uszczypliwego :D a moja Rose to już skrajność hahah xd
      Okok przepraszam za teoretyzowanie, po prostu czuję się wtedy jak prywatny detektyw :D
      A tym to mnie zaskoczyłas, myslalam że to juz pewne :D w takim razie muszę przestać zgadywać i zacząć cierpliwie czytać xd pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Fajnie, że poznajemy coraz lepiej Cassie, jej przeszłośc, wszystko co zdarzyło się, jak doszła do tego momentu akcji.
    Ciekawa jestem, jak się potoczy historia z Jamesem dalej. No bo liczyłam jednak, że jest on bardziej jakimś kuzynem (?), no ale teraz wydaje sięraczej pewne, że to młodszy brat Cassie, co raczej nie pójdzie w stronę żadnego romansu.

    W ogóle ciekawa jestem, co nie jest jest z Adelind i jej męzem. To, że pojechał w delegacje to się wydaje jakieś takie... No w każdym razie podejrzane. Oby tylko nie zdradzał Ade, no bo to jednak by była tragedia dla tej rodziny.

    I fajnie, że Lexie nie odpuszcza teraz. Powinna się wykazać, pokazać, że jednak pomimo taaak długiej nieobecności chce coś zmienić.I że siostra jest dlka niej ważna. Powinna poznać Cassie ze swoim narzeczonym oraz synkiem. To na pewno mogłoby być przełomowe w ich relacji, wiele pomóc.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no... aż tak spaczonej wyobraźni to nie mam! Możesz być spokojna. Recja między Cassie a Jamesem rozkręca się. Jest to znajomość wirtualna i w sumie on coś sobie ubzdurał bo młody i rozochocony :D

      Nie no, ludzie jeżdżą w delegacje! Ale podsunęłaś mi dobry pomysł!

      I mój najtrudniejszy wątek (serio!) to Cassie i Lexi... mam nadzieję, że naprawa ich relacji mi wyjdzie:)

      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  4. Hej, zaprosiłaś mnie, więc oto i jestem :).
    Masz świetny styl pisania. Twoje słownictwo, ortografia - jestem pod wrażeniem! Zaciekawiła mnie ta historia, Cassie ma trudny orzech do zgryzienia. Polubiłam ja. :)

    Ps. Zapraszam do siebie. Jedno-party-by-bunko.blogspot.com
    Jednoczęściowe opowiadania, czasem dłuższe historie. Różna tematyka. Może znajdziesz coś dla siebie. Pozdrawiam
    Bunko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za odwiedziny! Mam nadzieję, że historia Ci się spodoba.
      Pozdrawiam gorąco.

      Usuń
  5. Robi się coraz ciekawiej. Coraz więcej faktów z przeszłości Cassie wychodzi na jaw. Na początku chciałam jednak napisać, iż sądziłam że Rachel to tylko zwykła koleżanka pracy, a tu się okazało, że jest jej taką samą przyjaciółką jak Ade. A więc Cassie miała niegdyś narzeczonego, miał być ślub, miały się pojawić dzieci, tylko ciekawe dlaczego marzenia się nie spełniły. Wygląda na to, że dziewczyna była szczęśliwa i nagle wszystko prysło jak bańka... Wątek z Jamesem jest intrygujący, chlopak się chyba zakochał wirtualnie. Oj, zapowiada się bardzo ciekawie!!!

    Pozdrawiam serdecznie i oczywiście wpadnę 12, by przeczytać kolejny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że dobrze dozuję informacje w rozdziałach i nie zostałaś nimi przygnieciona albo nie masz jakiegoś wiedzowego niedosytu? :)
      Ha! A skąd wiesz, że nie było ślubu? Nie ma dzieci? Ha! To teraz masz zagwozdkę! A ja nic na ten temat nie powiem.
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    2. Łooooo... teraz to jestem jeszcze bardziej ciekawa przeszłości Cassie!!!

      Żadnego niedosytu nie odczuwam, jestem mega zainteresowana tą historią. Widać, że przemyślałaś wszystkie wątki bardzo dokładnie i to właśnie mi się podoba, oby tak dalej! Pozdrawiam :-)

      Usuń
    3. To bardzo się cieszę, bo zastanawiałam się, czy czasami zbyt bardzo nie ukrywam pewnych informacji :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    4. O nie. I uciekłaś! :(

      Usuń