Rozdział ten dedykuję mojemu Ukochanemu,
który wspiera mnie w pisaniu tej historii
i służy dobrą radą.
–
Stary, nie rozumiem cię. – Ciemnoskóry mężczyzna pokręcił z niedowierzaniem
głową i z impetem odstawił kufel z piwem na barze.
–
Kto ci naopowiadał, że coś od niej chcę? – warknął James, poprawiając się na
wysokim stołku. – Po prostu fajnie mi się z nią gada.
Bar,
w którym James spędzał wolny wieczór znajdował się na obrzeżach kampusu
Uniwersytetu Richmond. Lokal ten – lub spelunka, jak niektórzy zwykli
mawiać – w większości przyciągał brać studencką i wykładowców, choć
również wzorowe matki i żony mogły tutaj odnaleźć swoich, pragnących oderwać
się od szarej rzeczywistości, mężów sączących kolejne tanie piwo. W Bubba’s bar
& grill zawsze leciała głośna, nowoczesna muzyka, a w powietrzu wyczuwało
się mieszaninę nieprzyjemnych i drażniących nos zapachów – przede wszystkim
królowała tam ostra, dusząca woń dymu papierosowego i często rozlewanego
alkoholu.
James
wraz z przyjaciółmi siedział na końcu niezbyt długiego baru w głównej części
lokalu, na której ścianach przeważała surowa czerwona cegła. Beznamiętnie
wpatrywał się w zawartość swojego kufla, obracając go powoli w dłoniach.
–
Żartowałem z tym łóżkiem! – Spojrzał poważnie poważnie, robiąc obronny gest
dłońmi jakby się bał, że za chwilę ze strony rozmówcy może nadejść cios. –
Chyba że… – rzucił, szturchając Jamesa w prawy bok.
–
Daruj sobie, Nate, i może już się lepiej nie odzywaj – warknął, wychylając
resztkę napoju. – Poproszę jeszcze jedno – zwrócił się do uśmiechniętej
barmanki.
Słysząc
słowa klienta, kobieta przestała układać butelki z alkoholami i odwróciła się.
Sięgnęła po pustą wysoką szklankę i odstawiła ją na bok. Z niskiego blatu
wzięła czyste szkło i upewniwszy się, czego sobie życzy, z lodówki wyjęła
zieloną butelkę.
–
Na zdrowie! – Postawiła przed nim kolejnego, drugiego już budweisera i zalotnie
zatrzepotała długimi rzęsami.
–
Dzięki, Naomi – odpowiedział, podnosząc oszroniony kufel do ust. –
Niepotrzebnie wam o tym mówiłem – zwrócił się do przyjaciół, którzy z
zaciekawieniem przyglądali się odchodzącej kobiecie.
–
Jimbo, Jimbo, my sobie z ciebie żartujemy, a ty to tak na poważnie bierzesz.
–
Właśnie, właśnie – zawtórował Victor. – Zaraz wrócę, a wy się tutaj nie
pozabijajcie – zapowiedział, oddalając się w kierunku toalet umieszczonych w
wąskim korytarzu.
–
Nate – James warknął do rudowłosego kolegi – kiedyś nie wytrzymam i w końcu
oberwiesz, serio. A poza tym nic wam do tego, czy się z nią umówię.
–
Dobra, dobra! Ale jesteś drażliwy. Skoro nic nam do tego to po cholerę nam o
niej opowiadałeś? – Nate wstał, wskazując palcem na wolne rzutki. – Zagramy jak
Vic wróci?
James
przez chwilę uważnie przyglądał się szczupłej, wręcz wychudzonej, twarzy
Nate’a. Miał rację i on o tym doskonale wiedział, chociaż nie chciał tego
przyznać. Po co mówił im o znajomości z Cassie, skoro nie chciał znać ich zdania
na ten temat?
–
Wiesz, że życzę ci jak najlepiej, bracie – rzekł z powagą w głosie, wycierając
wierzchem dłoni usta. – Hej, słodziutka – krzyknął do Naomi, która szła w ich
stronę z pełną tacą brudnych szklanek. – Dasz mi jeszcze jednego? – Uniósł w jej
stronę niską szklaneczkę do szkockiej. – I dorzucisz swój numer?
–
Jasne. I przepraszam, ale nie - odpowiedziała, kręcąc głową. – Jeszcze raz
szkocka?
–
Stary, odpuść sobie w końcu – zaśmiał się James, z rozbawieniem obserwując
złość malującą się na twarzy kumpla. – Który to już raz dostałeś kosza?
–
Trzeci – wtrąciła Naomi, stawiając przed mężczyzną alkohol. – Przypominam też,
że masz dziewczynę – zwróciła się z uśmiechem do zawstydzonego rudzielca.
Nate
obserwował ze złością oddalającą się kelnerkę.
–
Jak ty to robisz, że one wszystkie chcą z tobą gadać i w ogóle? – zapytał
zaskoczony.
–
Jestem miły – odpowiedział z rozbrajającą szczerością w głosie. – Poza tym
Naomi czasami spotykam w bibliotece i rozmawiamy o jej studiach.
– O
czyich studiach? – wtrącił Victor, podchodząc do baru. – Świetnie! Nie
pozabijaliście się! - Klasnął z dziecięcą radością w dłonie i usadził się
ponownie na swoim miejscu.
–
Czasami się zdarza – zaśmiał się James, przewracając oczami. – Zagramy w
rzutki?
– I
znowu skopie nam tyłki! – jęknął Nate, podnosząc się z lekko obdartego stołka.
–
James, opowiesz nam coś więcej o tej dziewczynie?
– W
sumie… – zawahał się – to nie wiem… – mruknął, rzucając do okrągłej tarczy
oddalonej o dwa metry.
–
Staary – sapnął Nate – wiesz, co robi? Uczy się albo przynajmniej pracuje?
–
Jimbo? – Victor spojrzał pytająco na przyjaciela i poklepał go po plecach. – Co
o niej wiesz?
James
nie odpowiedział. Przez dłuższą chwilę obserwował grę na stole bilardowym kilka
metrów dalej. Zastanawiał się nad pytaniem Victora: Co o niej wiesz?
Właśnie, co wie o Cassie? Tak naprawdę niewiele znał szczegółów o swojej nowej
znajomej z internetu - widział kilka jej zdjęć, które umieściła na swoim
profilu. Kilkakrotnie mówiła mu, że tworzy projekty i zawodowo zajmuje się
aranżacją wnętrz. Nie był tylko pewien, czy tylko dekorowanie cudzych domów
wchodzi w zakres jej obowiązków. Ale co jeszcze o niej wie?
Niewiele.
Bardzo mało. Były to jedynie szczątkowe informacje.
Cassie
za wiele o sobie nie pisała. Co lubi robić w wolnych chwilach? Jakie są jej
ulubione dania? Jakie książki lubi? Czy ma swój ulubiony serial? Chciał
wiedzieć o niej wszystko. Od początku wydawało mu się, iż mają ze sobą dużo
wspólnego i, pomimo niewielkiej różnicy wieku, nadają na wspólnej fali. Wydawało
mu się, że ją zna.
–
Nate, wyluzuj trochę – syknął ze złością do kolegi, kręcąc głową. – James, nie
wkurzaj się na nas. – odezwał się Victor ze szczerą troską w niskim głosie,
oddając strzał lotką w okrągłą tarczę.
Trafił
w sam środek, zgarniając przy tym pięćdziesiąt punktów. Kolejny rzucał Nate,
którego lotka odbiła się od tarczy i cicho pod nią upadła. James swoim rzutem
zarobił sześć punktów.
–
Dobra, nie było tematu – rzucił w końcu Nate, pakując do ust kilka długich
belgijskich frytek.
– I
to mi się podoba! Gramy! – krzyknął Victor, klepiąc Jamesa przyjacielsko po
plecach i półszeptem dodał: – pogadaj z nią – powiedział cicho, by tylko
on usłyszał jego słowa.
Grę
w lotki wygrał Victor, co oznaczało, że rachunek za wieczór płacą jego koledzy.
Z dziką radością obserwował Nate’a i Jamesa, którzy rozliczali się z Naomi za
rzutki, napitek i gigantyczną porcję frytek. Rzutki, po tych kilku latach
znajomości, stały się cotygodniową tradycją.
–
Dzięki za grę, chłopaki! – powiedział Victor, żegnając się mocnym uściskiem. –
Muszę podejść jeszcze do biblioteki. Widzimy się później! – krzyknął, oddalając
się.
–
Kujon! - wrzasnęli jednocześnie.
–
Nie jesteś na mnie zły? – Nate zwrócił się do Jamesa, kiedy wracali przez
kampus do akademika. – Wiesz, że ja sobie żartuję?
–
Zły to jestem, że znowu nas ograł – zaśmiał się, próbując zmienić temat. –
Ograł nas czwarty czy piąty raz z rzędu!
–
Szósty. Szósty raz nas ograł.
James
wzruszył ramionami. Ucieszył się, że Nate nie zagadywał go więcej o Cassie.
Kiedy
drzwi do pokoju numer 405 na czwartym piętrze zamknęły się, James z impetem
klapnął na swoje łóżko, które stało pod jednym z okien. Rozłożył się wygodnie i
z szuflady biurka wyjął niewielkich rozmiarów laptopa. Ułożył się wygodnie i
zaczął przeglądać pocztę elektroniczną. W niemałym zdziwieniu, ze złością
zacisnął usta i przez dłuższą chwilę przyglądał się głównemu folderowi poczty.
Miał prawie sto nieodebranych wiadomości, które w większości były nic nie
wartymi reklamami, które tylko zawalały konto. Muszę zrobić z tym porządek,
pomyślał, usuwając kolejne super-hiper-ekstra oferty. Kiedy, po kilkunastu
dobrych minutach, uporał się z czyszczeniem skrzynki, zerknął, czy Cassie jest
dostępna.
[28.10.2016]
James: Cześć! Co u Ciebie słychać?
Nie
odpisała. Nie było jej. Zastanawiał się, co mogła robić w piątkowy wieczór; być
może była na randce w eleganckiej restauracji z jeszcze elegantszym mężczyzną
albo świetnie bawiła się na klubowej imprezie ze swoimi przyjaciółkami.
Kątem
oka spojrzał na Nate’a, który zaciekle próbował wygrać bitwę w grze na konsoli.
–
Jak ci idzie? – zagadnął James. – Kim walczysz?
–
Kung Lao - odpowiedział szybko, nie odrywając wzroku ze średniej wielkości
telewizora.
–
Znowu Pan Wong? – zaśmiał się. – I przegrałeś!
– Stary,
jesteś taki mądry? To proszę, graj teraz ty! – krzyknął, wciskając joystick
zaskoczonemu koledze.
James
usiadł wygodnie na podłodze, opierając się plecami o łóżko, na którym siedział
kolega. Wybrał losową postać. I zaczęła się zaciekła bitwa. Nate z zaciekawieniem
wpatrywał się w obraz; kiedy postać Jamesa dostawała lanie, śmiał się, co
wprawiało materac łóżka w lekkie drganie. Radosny śmiech i wibracja
przeszkadzały Jamesowi w skupieniu się.
–
Przestań się tak śmiać bo zaraz przegram!
Nate
rozłożył się wygodnie na miękkiej pościeli i za zgodą kumpla, wziął laptopa, by
zerknąć na terminy zaliczeń u jednego z profesorów.
James
wygrał już drugą walkę z kolei. Wzruszył ramionami, uśmiechając się głupkowato.
Z przekąsem w głosie stwierdził, że nie rozumie, czemu ta gra sprawiała
Nate’owi tyle trudności. Była bardzo łatwa, wystarczyło tylko wcześniej
sprawdzić kombinacje przycisków i kilka z nich zapamiętać.
–
Jeszcze nie skończyłeś tego projektu dla Limana? Wiesz, że się wkurzy?
Nate
spojrzał na żółtą karteczkę przyklejoną w lewym górnym rogu wyświetlacza. James
lubił notować i zapisywać wszystkie ważne informacje na karteczkach
samoprzylepnych a potem je przyczepiać w różnych miejscach. Jego kolegów takie
obklejanie bardzo denerwowało i często to komunikowali. Nate wpadł nawet na
pomysł, by te ważne sprawy – bo kupno nowej pasty do zębów jest jedną z nich –
przyklejać na ramę łóżka. Niestety to nie pomogło.
–
Mam jeszcze czas – jęknął, odkładając joystick na miejsce. – A ty mi nie matkuj
jak Vic. – Wycelował oskarżycielsko wskazujący palec w stronę kolegi.
–
Tak, do poniedziałku.
–
Ocena i kontrola inwestycji, kto wymyślił tak beznadziejny przedmiot… –
westchnął ciężko.
Nate
przeglądał na laptopie repertuar pobliskiego kina, chciał wybrać jakiś film i
zaprosić na randkę swoją dziewczynę, z którą spotyka się od niespełna dwóch
miesięcy. Co parę minut przerywał Jamesowi lekturę, aby zapytać, co sądzi o
kilku filmach. James nerwowo zbywał kumpla, odpowiadając półsłówkami z
nadzieją, że zabawa w pytania mu się znudzi.
–
Ej, a to? W dniu swoich dziewiątych urodzin, Louis Drax, którego od zawsze
prześladował niewytłumaczalny pech, w wyniku tajemniczego wypadku zapada w
głęboką śpiączkę1. –
przeczytał fragment opisu.
–
Jeszcze raz zadasz mi jakieś pytanie, to zabiorę ci tego kompa! Daj mi,
człowieku, czytać.
–
Dobra, czyli mam nie mówić, jak napisze do ciebie Cassie? Bo napisała… –
powiedział z satysfakcją, obserwując minę kumpla.
–
Dawaj laptopa! – Poderwał się z miejsca i wyciągnął rękę po swój sprzęt. –
Dawaj – powtórzył.
–
Staary, żartowałem – zaśmiał się, wycierając napływające do oczu łzy jakby
opowiedział najlepszy w życiu żart.
James
ze złością pokręcił głową i strzelił Nate’a w tył głowy. Nigdy, odkąd się
znają, nie przepadał za jakiego niskiego lotu żartami. Poznali się na
pierwszych zajęciach cztery lata temu, kiedy to rudzielec popisowo spóźnił się
na pierwszy i najważniejszy wykład z prawa finansowego. Początkowo byli w
stosunku do siebie nastawieni niechętnie. Zmieniło się to, kiedy James poprosił
o przeniesienie do innego pokoju. Jego nowym współlokatorem został
nielubiany Nathaniel i jeszcze jeden nastolatek, który od razu wzbudził w nim
sympatię – Victor. Po kilku tygodniach dzielenia pokoju, chłopcy doszli do
porozumienia i zakopali wojenny topór. James początkowo zaprzyjaźnił się
jedynie z Victorem Frewinem i to z nim spędzał większość czasu, rozmawiał o
dziewczynach, czy opowiadał o swoich problemach. Dopiero później, kiedy
bardziej poznał Nathaniela Howarda dał i jemu szansę.
–
Powinieneś sobie znaleźć jakieś hobby – syknął z przekąsem James, usadawiając
się ponownie na swoim łóżku. – Poważnie mówię.
–
Mam dziewczynę.
–
To nie hobby. No nie wiem… zacznij zbierać znaczki – zaproponował po chwili
namysłu. – I daj mi już spokój!
James
spod poduszki wyjął słuchawki, podłączył je do odtwarzacza muzyki i ponownie
zanurzył się w lekturze labiryntu kości2.
Czterdzieści
minut później drzwi wejściowe otworzyły się z głośnym skrzypieniem i do pokoju
wpadł przemoczony Victor. Przeklinając cicho, wparował do łazienki, porywając
wcześniej wiszące na oparciu krzesła ciuchy.
–
Nienawidzę tej pogody! – krzyknął wychodząc chwilę później z łazienki.
–
Ale jest ciepło, więc nie marudź. Oglądałem pogodę i w innych częściach kraju
jest już zimno – Nate ziewnął, patrząc na kręcącego się kolegę. – Przestań tak
łazić. Przeszkadzasz mi!
–
Jesteśmy w Wirginii, tu jest ciepło!
Victor
pokręcił ze złością głową i popukał się palcem w czoło, mówiąc coś, co brzmiało
jak: zacznij w końcu coś robić a nie się obijasz! Tak, ten chłopak
zdecydowanie zaliczał się do grona ciężko pracujących na swój dyplom studentów.
–
Jimbo! – krzyknął Nate.
Na
pulpicie komputera pokazała się chmurka z wiadomością. James ze złością
podniósł głowę i spojrzał na kolegę. Nate uśmiechnął się złośliwie i przeczytał
głośno tekst: Cześć, już jestem. Musiałam załatwić kilka spraw. Co słychać?
Kiedy usłyszał treść tego, co napisała Cassie, uśmiechnął się na myśl, iż nie
zignorowała go. Machnął ręką w stronę laptopa, którego Nate już mu podawał,
mówiąc, że odpisze jej z komórki. Obaj mężczyźni – Victor i Nate – wymienili
porozumiewawcze spojrzenia i wrócili do swoich spraw.
[28.10.2016]
James: Cześć! Co u Ciebie słychać?
Cassie: Cześć, już jestem. Musiałam załatwić
kilka spraw. Co słychać?
James: Myślałem, że poszłaś imprezować. Czytałem
właśnie a Tobie jak minął dzień?
Cassie:
Był ciężki, męczący i zdecydowanie za
długi! Mnóstwo spotkań z klientami, kilka nieudanych castingów… No, ale
nieważne… co czytasz? I jak Tobie minął dzień?
James: Bardzo Ci współczuję! Ale już weekend,
więc trochę odpoczniesz! Castingi?
Cassie: Tak! Na sekretarkę i potrzebuję kogoś za
koleżankę. Jest architektem… Chyba nie chcesz tego słuchać! Same nudy!
James:
Jasne, że chcę! Czemu tak pomyślałaś? Chcę
Cię poznać!
Cassie: Bo to wydaje się takie nudne… Opowiadaj
lepiej, jak idzie nauka.
James: Nie no, materiał opanowany! Znajomy ojca
czasami mi pomaga jak mam z czymś problem.
Cassie: To świetnie. Ja nie miałam tyle
szczęścia. A czym się zajmuje Twój ojciec?
James: Jest rzecznikiem w banku. Nuda…
Cassie: Czy ja wiem. Jak dla mnie, ciekawe. I
fajnie, że z pierwszej ręki możesz czegoś się dowiedzieć.
James:
Nie do końca. Moi starzy są prawnikami. To
znaczy ojciec zmienił posadę i teraz pracuje w banku bo, jak to stwierdzili, pojawił
się konflikt interesów…
Cassie:
Ciekawe, że nie chciałeś iść w ich ślady…
James: Chciałem, ale zawsze ciągnęło mnie do
czegoś innego, a oni też aż tak nie nalegali.
Cassie: To świetnie, że nie namawiali Cię na
zmianę! To dobrze o nich świadczy.
James: Chociaż pod tym względem mam u nich
spokój. Wkurzają mnie i to nie wiesz jak bardzo!
Cassie:
Mogę się jedynie domyślać. Mimo wszystko
fajnie, że masz z nimi dobry kontakt.
James: Taaak. A jak to wygląda u Ciebie?
Cassie: Dłuższa historia i chyba nie na
dzisiejszy wieczór.
James:
Nie nalegam. A jak Tobie mija wieczór,
Cassandro?
Cassie: Mam ochotę wywalić komputer przez okno!
Zalałam sobie dziś laptopa w pracy, przez co będę musiała od nowa robić szkic
bo nic nie udało się odzyskać. A miałam jechać do siostry...
James: Nie może być aż tak źle! Dużo miałaś
zrobione? Gdzie mieszka Twoja siostra?
Cassie: Dużo i nie… Miałam już zrobione
rozmieszczenie mieszkania z całymi swoimi pomiarami i innymi takimi… Chyba nie
chcesz o tym czytać.
James: Jasne, że chcę! Czemu tak pomyślałaś?
Cassie: Ale masz szczęście bo chyba po weekendzie
będę musiała pojechać do Richmond…
James: To super! Jest szansa, że dasz zaprosić
się na randkę?
No
i to byłoby na tyle,
pomyślał, odkładając telefon. Po chwili ponownie zalogował się na portal,
sprawdzając, co się stało. Miał nadzieję, że jego rozmówczyni zniknęła tylko na
chwilę. Obok małego zdjęcia i jej imienia widniała zielona kropka, oznaczająca
dostępność. Była, ale nie chciała z nim rozmawiać. Zastanawiał się, czemu tak
zareagowała na jego propozycję. Przecież sama do niego napisała na początku
miesiąca. Może za szybko zaproponował jej spotkanie?
Oparł
głowę o twardy zagłówek i zawiesił wzrok na przeciwległej ścianie. Był na
siebie zły.
–
Hej, coś tak spochmurniał? – zagadnął go Victor.
–
Daj spokój...
–
Jimbo, staary – wtrącił się Nate – dała ci kosza?
–
Proszę bardzo. Mieliście racje. Jest dla mnie za stara!
–
Staary, może zaraz ci odpisze! Poza tym, nie znasz jej! Może jest beznadziejna
i gruba? Jak chcesz to pogadam z Caitlyn. Ma kilka fajnych koleżanek. – Nate z
radością rzucił swoją propozycję.
–
Nie. Serio, Nate, ale dzięki. Zachowałem się jak matoł. Niepotrzebnie
proponowałem jej tę randkę.
–
Nie bądź na mnie zły – zaczął cicho Victor, obserwując kolegę. – Ale twoja
matka i tak nie zaakceptowałaby tej laski. Jest starsza od ciebie o pięć lat i
o drugie tyle od Ashley.
–
Noo, Vic ma rację. Twoja matka mogłaby być też i jej matką. – Wstał z miejsca,
wyprostował plecy i uniósł wysoko głowę, udając panią Breckinridge, rzekł
poważnym tonem: – Powinieneś spotkać się z kimś na poziomie. Najlepiej
dziewczyną studiującą prawo. A nie z jakąś dziewczynką mieszkającą byle gdzie i
pracującą w byle jakim zawodzie. Chyba nie chcesz, żebyśmy z ojcem się wstydzili?
Victor
i James spojrzeli na siebie rozbawienie, po czym zatrzymali wzrok na
koledze-aktorze i cała trójka wybuchła śmiechem. Przyjaciele Jamesa lubili jego
rodzinę i często do nich wpadali na niedzielne obiady. Uważali ich za świetnych
ludzi, którzy nie wywyższali się swoim statusem. No… przynajmniej pan
Breckinridge był bardziej normalniejszy od swojej małżonki, która często nosiła
bardzo wysoko zadartą głowę. Nie była ona złą osobą, po prostu czasami zbyt
pochopnie i szybko oceniała niektórych ludzi. Tak na przykład było z
czarnoskórym Victorem Frewinem - pani Breckinridge prosiła syna, by ten się z
nim nie zadawał - nigdy nie podała powodów, uważała, że chłopak nie jest dla
niego odpowiednim towarzystwem. James przeciwstawił się matce i ta w końcu musiała
przekonała się do Victora. Początkowo była bardzo uszczypliwa i niezbyt miła. W
którejś rozmowie z ojcem kolegi, Victor napomknął o swoich studiach i
nastawienie kobiety zmieniło się.
James
z ulgą przyjął słowa przyjaciół. Pomylił się co do nich. I to bardzo. Myślał,
że będą się z niego nabijać, że zakochał się w trzydziestce. I to poznanej
kilka tygodni wcześniej przez internet. A oni… Oni próbowali go pocieszyć,
wysuwając przy tym racjonalne argumenty - ma dwadzieścia osiem lat, mieszka
gdzieś daleko, ma stałą pracę. A on… studiuje. A ona… zapewne potrzebuje kogoś
ustatkowanego.
Czas
zapomnieć o Cassandrze Fornely i zająć się naprawdę istotnymi rzeczami. Takimi
jak studia.
***
–
Nie wierzę – szepnęła, opierając głowę na regulowanym oparciu kanapy.
Jeszcze
raz zerknęła na komputer i wiadomość od mężczyzny. Biła się z myślami. Nie
wiedziała, co takiego napisała, że chłopak zareagował właśnie w taki sposób.
Czyżby nieświadomie dawała mu jakieś znaki? To niedorzeczne! Nic takiego nie
miało miejsca. Chciała go jedynie poznać i dowiedzieć się czegoś o nim oraz o
jego rodzinie. A teraz? Teraz wydaje się to mało prawdopodobne. Bo jak mu to
wyjaśni? Wybacz, że się we mnie zakochałeś. Prawdopodobnie jestem twoją
siostrą i chciałam się po prostu upewnić.
Westchnęła
ciężko. Wiedziała, że nawaliła. I to bardzo. Teraz będzie musiała to jakoś
odkręcić. Tylko jak? I czy to się jej uda? Może powinna posłuchać Adalind i
wyłożyć karty na stół? Powiedzieć o swoich podejrzeniach? Czuła, że to wszystko
jest już na nic.
Harriett
wskoczyła na kanapę do swojej pani i ułożyła się wygodnie na jej nogach,
domagając się odrobiny atencji. Ciche miauczenie doprowadzało Cassie do złości.
Tylko co da jej denerwowanie się na biednego kota? Położyła lekko dłoń na
miękkim futrze i pozwoliła, by jej palce powoli zatopiły się w sierści.
Łagodnie głaskała zwierzę, jednocześnie odprężając się - dotyk futra działał na
nią łagodząco, podobnie jak ręczne zmywanie naczyń i prasowanie. Ironicznie
zaśmiała się w myślach; kiedyś nienawidziła Harriett i zawsze, gdy tylko ją
zobaczyła, przeganiała. A teraz wyglądało na to, że się zaprzyjaźniły. To
zabawne jak człowiek tak szybko, bez większego trudu, może zmienić nastawienie
do zwierzęcia. Wystarczyło zaledwie kilka dni, by Cassie wyciągnęła rękę do
Harriett a ta powąchała podejrzliwie dłoń. Być może było to spowodowane
śmiercią Dorcas i samotnością w opustoszałym domu.
Po
kilku minutach, intensywne pieszczoty znudziły się kotce i z gracją zeskoczyła
z sofy, odchodząc w stronę podniszczonego drapaka.
Cassie
wstała z miejsca i strzepała z żółtej spódnicy szarą sierść. Luźny kosmyk
kręconych włosów wetknęła za ucho i wyłączyła telewizor. Kiedy zgasiła światło
na parterze domu, ruszyła schodami do sypialni. Zasłoniła okna ciężkimi,
czerwonymi kotarami i włączyła wieżę, z której popłynęła spokojna, nastrojowa
muzyka. Z wnękowej szafy wyjęła niewielką czarną walizkę na kółkach i rozłożyła
ją na łóżku. Po spakowaniu do środka swetra z ozdobnymi guzikami, eleganckiej
czarnej bluzki w kwiaty i dżinsowych spodni, usiadła ciężko na twardym materacu
i ukryła twarz w dłoniach. Łzy zaczęły spływały po jej bladych policzkach i
gubiły się w bawełnianej koszulce. Jej łkanie zagłuszało cichą melodię,
wypełniając pomieszczenie i ciemny korytarz. Bezradnie uderzyła dłonią w łóżko.
Nie miała już siły na ukrywanie swoich emocji. Starała się być silna i twarda,
ale nie dawała już rady. Za wszelką cenę chciała poznać prawdę o swojej
przeszłości, nie patrząc na innych zraniła niewinną osobę. Bo co był winny ten
młody chłopak? Prawda była taka, że nieświadomie zabawiła się jego kosztem i
zraniła go. Domyślała się, że James coś może do niej czuć - było to dla niej
głupie i niedorzeczne - ale jednak tak się stało a ona nic z tym nie zrobiła.
Spojrzała
na zdjęcie stojące na nocnej szafce. Uśmiechali się z niego jej rodzice;
nie pamiętała już ani kto, ani kiedy je wykonał. Nie było to dla niej już
istotne.
–
Czemu mi to zrobiliście – szepnęła, wtulając twarz w poduszkę. – Jak mogliście
nie powiedzieć mi prawdy?! Zostawiliście mnie samą! - krzyknęła, strącając
przez przypadek dłonią srebrną ramkę.
Zegar
wybił północ. Cassie spojrzała na niego nieprzytomnie zaczerwienionymi oczami.
Straciła poczucie czasu i nie wiedziała jak długo tak leżała, płacząc i
przeklinając świat. Mogła przysiąc, że na krótką chwilę zasnęła.
Odrobinę
kręciło jej się w głowie kiedy wstawała. Przelotnie spojrzała na lustro,
wyglądała okropnie: miała opuchnięte powieki, czerwone i piekące oczy,
spierzchnięte usta oraz rozgrzane, szczypiące policzki. Czuła się i wyglądała
fatalnie.
Otworzyła
wiszącą nad umywalką szafkę z lustrem i sięgnęła po aspirynę, stojącą na
szklanej półeczce. Przemyła twarz lodowatą wodą i połknęła dwie tabletki, mając
nadzieję, że do rana przestanie pękać jej czaszka.
Zdjęła
z łóżka częściowo spakowaną walizkę i położyła ją na skrzyni, stwierdzając, że
resztę potrzebnych rzeczy zapakuje z samego rana. Podłączyła telefon do
ładowania i ustawiła alarm na siódmą piętnaście. Niecałe siedem godzin snu,
pomyślała ze smutkiem.
_______________________
1 9
życie Louisa Draxa.
2 Labirynt
kości, J. Rollins.
Jak fajnie, że trochę poczytalismy o życiu Jamesa ;) wydaje się mieć fajny kontakt z kumplami, chociaż widać, że Nate łatwo potrafi go wkurzyć xd ale mimo wszystko, polubiłam cala trójkę. Świetne było, jak Nate zarywał to Naomi xd
OdpowiedzUsuń" – Zły to jestem, że znowu nas ograł – zaśmiał się, próbując zmienić temat. – Ograł nas czwarty czy piąty raz z rzędu!
– Szósty. Szósty raz nas ograł." - świetne! :D
" zacznij zbierać znaczki" to tez xd
Cassie chyba nie lubi mówić o sobie. Wydaje się bardzo skryta dziewczyną. Chyba ciężko jej jest komukolwiek zaufać, co z resztą nie jest niczym dziwnym, biorąc pod uwagę ze prawie każda bliska osoba w jej życiu ja oklamala...
Jimbo (tak, od teraz tak go nazywam xd) mógł trochę inaczej ująć to pytanie, mógł ją zaprosić na KAWĘ, a nie od razu wyjeżdża z randka. Nie dziwię się Cass ze spanikowala, skoro jest prawie pewna, że to jej brat. Swoją drogą wyobrażam sobie, że Jimbo nieźle się na nią wkurzy, kiedy dowie się, że go oklamala, skoro cały czas podejrzewala ze są rodzeństwem. Powinna chyba go odwiedzić i z nim szczerze pogadać. No cóż, zobaczymy, jak się to potoczy ;p
Biedna Cassandra ; ( coś czuje, ze przydałaby się jej rozmowa z Adalind :)
Świetny rozdział, bardzo dobrze się czytało punkt widzenia Jimba (xd) i jak zwykle świetnie przekazane emocje!
Czekam na kolejny i jak zwykle weny życzę. No i powodzenia na teorii na prawko, będę trzymać kciuki! Na pewno zdasz śpiewająco :D
Pozdrawiam! ;*
Cieszę się, że rozdział z perspektywy Jamesa Ci się spodobał! :) Fajnie, że polubiłaś chłopaków, chociaż Nate miał nie być do lubienia :D
UsuńCassie jest skryta, a w stosunku do Jamesa jeszcze bardziej musi się pilnować, żeby czegoś nie wypaplać :)
Pozdrawiam! :)
A egzamin zaliczony na 72 punkty :)
Historia wciąga coraz bardziej i bardziej, fajnie że Twoi bohaterowie są realistyczni, mogłabym mieć nawet takich znajomych:) koniecznie pisz dalej a najlepiej dodawaj codziennie nowe rozdziały bo nie mogę się doczekać dalszego ciągu!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się podoba! :)
UsuńNo to prawda, blog wnosi naprawde wiele rzeczy muszę przyznać.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o mnie to ostatnio robiłem moje dziecku badanie na nietolerancje glutenu, no i okazało się, że jest chory. Dlatego tak rzadko bywam na blogach, ale leczenie dziecka zacząłem więc myślę że niedługo pojawie się znowu. Polecam każdemu zrobić sobie takie badania.